CHESTNUT is the new pumpkin!!!
W tym sezonie jakoś zupełnie nie dałam się ponieść dyniom...
Tak naprawdę, jeśli chodzi o walory kulinarne,
to dynie odkryłam dopiero w zeszłym roku!
Oczywiście, jak to u mnie, na warsztat poszły
te słodkie opcje wykorzystania dyń:-)
Zupa dyniowa czy dynie w occie
to dalej dla mnie lądy nieodkryte...
*
A jeśli o odkrywaniu mowa,
to w tym roku padło na .... KASZTANY :-)
Jadłyście kiedyś?
Może są wśród Was szczęściary,
które miały okazję spróbować tych na Placu Pigalle?
Do zagadnienia podeszłam przygotowana odpowiednio przez mojego przyjaciela Google:-)
Z tego co wyczytałam szkoły są dwie:-)
Wybrałam opcję z uprzednim podgotowaniem we wrzątku przez ok 10-15 minut
(wcześniej nacinamy łupinkę w "krzyż").
Potem do piekarnika na ok 15-20 min w 170 stopniach.
Niestety na razie nie mam punktu odniesienia,
ponoć najlepsze są te pieczone w żarze.
Jak smakują??
Trudno opisać smak - zbliżony jest trochę do pieczonych ziemniaków - stąd odrobina soli.
Z pewnością jest to jeden z tych smaków, które się albo kocha albo nienawidzi:-)
Spróbujcie koniecznie!
Część porcji, którą upiekłam została zjedzona
a część została wykorzystana na....
zgadnijcie na co???
Przepis następnym razem:-)
Do usłyszenia!
XOXO
Dzien dobry Madziu, uwielbiam kasztany!:) Wykorzystuje je rowniez tak wielostronnie jak dynie. W adwencie jest u nas juz tradycjnie zupa z kasztanow, z prawdziwkami i madeira. U znajomych na Thanksgiving Dinner jest tradycyjnie pie kasztanowa i pie dyniowa. A slyszalam, ze chleb z dodatkiem maki kasztanowej tez jest niezly;)
OdpowiedzUsuńJa dynie odkrylam dopiero w Niemczech i juz pozostala w naszym jadlospisie:) Wczoraj robilam male dynie nadziewane serem gorgonzola, czosnkiem, tymiankiem i smietana. Matko, jakie to bylo dobre, polecam!!:)
A i czesto pieke ciasto drozdzowe z dodatkiem puree dyniowego, jest wtedy dluzej swieze i jeszcze bardziej pulchne...
Ok, ale mowa o kasztanach, jak juz pisalam, uwielbiam je!!:)) Na twoich fotkach wygladaja super smakowicie, takie swiezo upieczone z sola sa naprawde wspaniale:))))
Pozdrowionka z deszczowego Berlina:*
Kasztanów niestety nigdy nie próbowałam, jedynie krem z kasztanów, a ten bardzo mi smakował. U Ciebie prezentują się fantastycznie, piękne foty zrobiłaś. Aż chce się jeść:))
OdpowiedzUsuńJadłam raz w życiu, strasznie dawno temu i smaku już absolutnie nie pamiętam. Twoje wyglądają pysznie.
OdpowiedzUsuńnigdy nie jadłam kasztanów, ale wyglądają bardzo apetycznie:)
OdpowiedzUsuńJa jadłam, ale dawno, wiem, ze smakuja troche jak pieczone ziemniaki. Fajne fotki.Pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńNiestety nigdy nie miałam okazji spróbować kasztanów. Pozdrawiam ; * http://jusinx.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńja również nigdy nie miałam okazji jeść kasztanów :) ale chętnie bym spróbowała :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam!! w Poznaniu żarzą je przed Bożym Narodzeniem. specjalnie dla nich odwiedzamy Stary Rynek.
OdpowiedzUsuńNigdy nie jadłam,ciekawa jestem tego smaku:)
OdpowiedzUsuńJa jadłam choć nie na placu w Paryżu:)Mi smakowały:)A kasztany uwielbiam jako dekoracja.Kiedyś zawsze jeden nosiłam w kieszeni:)
OdpowiedzUsuńjadłam niestety tylko w Istambule i w Sarajewie , a nie w Paryżu ,ale pyszne były , a nawet robiłam sama w domu ,ale ciut za dlugo raz trzymałam w piekarniku wieć trzeba uważać ! smakowite
OdpowiedzUsuńpozdarwiam
Nie próbowałam:-) Ale zaciekawiłaś mnie. Może kiedyś się skuszę.
OdpowiedzUsuńPozdrowionka
Oj chętnie bym spróbowała;)))) Tak apetycznie wyglądają;) Buziaki Madziu
OdpowiedzUsuńZdazylo mi sie jesc kasztany w Paryzu ale niestety nie z Placu Pigalle choc troche tam czatowalam. Nieposmakowaly mi ale nie wygladaly nawet tak smakowicie jak Twoje..twraz z checia bym sprobowala jeszcze raz :-)
OdpowiedzUsuńJadłam kiedyś kasztany jako dodatek do cielęciny, były pysznie przyrządzone :-) i kiedyś kandyzowane, w cukrze też niezłe. Pewnego razu kupiłam w sklepie surowe, ale po jakimś czasie po prostu je wyrzuciłam, bo jakoś nie znalazłam czasu ani chęci na przyrządzenie. Ale po Twojej zachęcie, może podejmę drugą próbę :-) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM
OdpowiedzUsuńwlasnie zaczal sie sezon w moim domu bo zimno sie robi a co za tym idzie piecyk sie pali i wrzucam je w folii aluminiowej i czekam jakis czas
naciete jak Twoje dodatkowo i po przeciwnej stronie zeby cieplo wchodzilo z obu stron, upieczone bez obgotowywania, kiedy sa juz jak trzeba ta druga skorka odchodzi juz sama i nie trzeba sie meczyc z jej obieraniem
nigdy nie pomyslalam zeby zjesc je z sola, zawsze takie gorace i bez dodatkow
a jesli jem na slono to tylko kupne juz zawekowane, duszone i obrane, mieszam z ziemniakami pieczonymi w kawalkach, grzybami i np zielona szparaga i to super dodatek do np cieleciny w sosie lub innego miesa
poza tym to creme de marron znanej pani Bonne Maman i jak wspominala wyzej kolezanka, maka kasztanowa w dodatku do chleba :)
to tyle ode mnie, aha jeszcze jedno, ze w Tours na glownym placu tez pan sprzedaje takie prazone, przyjedz to pojdziemy sprobowac!!!!
świetne zdjęcia!!!!!buźka!!!
OdpowiedzUsuńJadłam baaaaardzo dawno temu i pamiętam, że mi smakowały. :)
OdpowiedzUsuńoj ja takich freeqów nie jadam, ale wygladają apetycznie :)
OdpowiedzUsuńJak tam wrażenia Madziu ? Mam nadzieję, że szoku nie przeżyłaś ;)
Podeslij jak możesz foteczkę z fotoshopowaną hihi ;)
Buźka !
Lubię pieczone kasztany:) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńbyłam na placu pigalle ale nie jadłam tam kasztanów :P
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa czy smaczne :)
Uwielbiam różne dziwactwa kulinarne ale jakoś kasztanów nigdy nie jadłam.
OdpowiedzUsuńCudne zdjęcia.
Pozdrawiam Lacrima
Jadłam raz, pieczone - kupione na jarmarku bożonarodzeniowym. Takie słodkie ziemniaki - szału nie było, za to rozstrój żołądka jak najbardziej. Więcej się nie skuszę ;-)
OdpowiedzUsuńA ja jestem bardzo ciekawa jak to smakuje. Jeśli gdzieś uda mi się kupić to wypróbuję Twój przepis :)
OdpowiedzUsuń