Polska sztuka życia czy szwedzkie lagom czyli jakich książek nie przeczytam {DIY}



Pora już chyba najwyższa przerwać to błogie, wakacyjne lenistwo i wystukać kilka mądrych słów na klawiaturze? Zapytajcie mnie, co najbardziej odciąga mnie od blogowania? Ano wakacje właśnie. Niby człowiek ma tyyyyle wolnego czasu, ale jest i tyle ciekawych rzeczy do zrobienia i zobaczenia (chociażby podróż przez caluśkie Bałkany, którą Wam oczywiście wkrótce opiszę). Zapytajcie mnie jeszcze co tym razem zainspirowało mnie do napisania posta to odpowiem Wam: reklama.

Dokładnie tak. Kilka dni temu Instagram uznał, że jestem dobrym targetem dla dwóch nowych produktów (bo tak nazywam tego typu "książki") i wyświetlił mi reklamy "Lagom.Szwedzka sztuka życia" oraz, ma się rozumieć, "Make photography easier".

Przyznam, w lekką konsternacją wprawił mnie fakt, że oto znalazłam się w grupie meduz, do których ta reklama miałaby przemówić i, o matko i córko, zachęcić do kupna! Czy Instagram nie wie, że ja kupuję tylko i wyłącznie książki wartościowe i raczej preferuję te z przewagą tekstu a nie obrazków? O, takie raczej bliskie wiki-definicji, która mówi, że książka to "dokument piśmienniczy, zapis myśli ludzkiej, raczej obszerny...". Obrazki oglądam w internecie. Ładne. Bo przecież brzydkich nikt oglądać nie chce.

W momencie gdy moim oczom ukazały się wspomniane reklamy spłynęła na mnie chyba jakaś łaska proroctwa, bo oto byłam w stanie dokładnie przewidzieć wszystko, co zaraz nastąpi, a będzie miało ścisły związek z obu (oboma?) tytułami.

Otóż scenariusz jest taki: szwedzka sztuka życia zgrabnie zawarta w słowie "lagom", które oczywiście będzie trudne do przetłumaczenia, będzie szturmem przemycana przez blogerki wnętrzarskie (tak, wiem, generalizuję na potrzeby mojej teorii spiskowej), jako że to one właśnie najbardziej umiłowały sobie Skandynawię, więc i wszystko, co się z nią kojarzy i przez to będą wiarygodne. To nie wszystko. Blogerki lifestylowe (o! to ja!) i parentingi też zdradzą nam swoje sekrety na "nie za dużo, nie za mało, w sam raz" i w ogóle zwierzą się nam, jak to stosują przecież taką filozofię już od dawna, a książka tylko umocniła ich w dalszym działaniu na rzecz propagowania obcego stylu życia. Za stosowną opłatą motywacyjną.

A ja uparcie i wciąż, jesli chcę poznać czyjąś "sztukę życia" to jadę i organoleptycznie obczajam. I nie, nie jestem naiwna, wiem, że aby poznać czyjeś obyczaje i styl życia trzeba tam pomieszkać, przynajmniej rok. Reszta jest jedynie zajawką.

Oczywiście, gdy przeczytacie króciutkie streszczenie tej pozycji nie będziecie mogły oprzeć się wrażeniu, że nasze mamy, babcie i prababcie też propagowały szwedzką sztukę życia. To w sumie może być niezbitym dowodem na to, że jednak ród Piastowy naprawdę od Wikingów się wywodzi.

Jednym słowem, influencerzy zawodowi ruszą do ataku. Do ataku ruszą również ci podatni na tego typu manipulację czyli influencerzy aspirujący i też będą chwalić się posiadaniem wspomnianego tytułu z tym, że oni akurat kupią to za własne pieniądze. Taka mała inwestycja w świetlaną przyszłość blogera/instagramowicza/jutiubera/influencera w kwocie 29,99. Zwróci się w przyszłości. Czego serdecznie życzę.

Ja tymczasem, w ramach opozycji totalnej, propagować mam zamiar polską sztukę życia. Taką bez przerostu formy nad treścią, nie na sprzedaż, zwykły, przaśny, bez filozofii i idelogii. I, co najgorsze, bez nazwy! Ot, tak po prostu, my na przykład lubimy sobie spędzić cały dzień jeżdżąc rowerem po Warszawie. Jemy śniadanko w galerii wypieków Lubaszka na Nowym Świecie (polecam!) i jeździmy po zakamarkach miasta. Potem kawka, jeśli jest gorąco to najlepsza lemoniada w mieście (w Kwadrat Bistro Art), jakiś pyszny obiadek albo mała przekąska.

Fajnie jest na rowerze. Miasto z zupełnie innej perspektywy. Polecam Wam taki sposób na zwiedzanie stolicy jeśli tylko będziecie mieć okazję. Cała masa rowerów do wypożyczenia, ścieżki rowerowe, bulwary, knajpki, dobre jedzonko. Chyba napiszę o tym książkę :-)


W ramach propagowania polskiej sztuki życia, która jak powszechnie wiadomo w moim przypadku obejmuje (wśród tysiąca innych rzeczy) DIY. W ramach DIY pochwalę się dzisiaj moim spersonalizowanym koszykiem rowerowym. Kupiłam biały, metalowy z przeznaczeniem na konkretny projekt. Niestety, gdy za ten konkretny projekt się zabrałam, szybko zdałam sobie sprawę, że jego realizacja zajmie mi połowę urlopu. Odłożyłam go zatem na długie zimowe wieczory a teraz prezentuję Wam wersję przejściową: pomponikową. Ach, żebyście widziały jakie żywe zainteresowanie budzi mój boho koszyczek wśród kilkuletnich dziewczynek:-) Dodać do tego moje prawdziwe vintage'owe wozidło rodem z Bawarii i stylówa gotowa:-)


Dobra, dobra, koszyczek będziecie podziwiać potem, teraz jeszcze napisać muszę o kolejnej książce, którą szanowny IG raczył mi zasugerować. Sam fakt pojawienia się książki "Make photography easier" ani trochę mnie nie zdziwił. Sprawą oczywistą jak lipcowe deszcze jest przecież to, że każda szanująca się blogerka udziela porad foto. Sama kiedyś udzieliłam kilka "porad" w tym chodliwym temacie ( do wglądu TUTAJ ). To po pierwsze. Po drugie każda szanująca się blogerka "pisze" teraz "książkę", bo teraz każdy może ( "...trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi..." ) bo tu chodzi o dodatkowe źródło dochodu. Okazuje się, że w kraju, w którym w roku 2016 63% ludności nie przeczytało ani jednej książki, opłaca się jednak  książki sprzedawać. Czary jakieś czy co?

Do nie przeczytania (obejrzenia?) tego konkretnego tytułu zniechęciła mnie sama autorka. Skoro to ma być poradnik o tym jak robić zdjęcia i mamy poznać wszystkie sekrety robienia zdjęć przez znaną blogerke modową, to podsumowanie tematu tekstem : musisz znaleźć ładne miejsce, ustawić się i nacisnąć spust ma być zachętą?

Na swoim blogu, zachęcając do kupna książki, autorka pisze również o tym, że przeczytała mnóstwo książek o fotografii, książek napisanych przez światowej sławy fotografów (jak mniemam), i że niektóre z nich były naprawdę dobre. Problem w tym, że żadna z tych książek nie odpowiada na pytania wiernych czytelniczek blogerki. Nie przeczytacie tam niestety o tym jak zrobić dobre #selfie, jak zrobić #ładne zdjęcie jedzenia lub #flatlay z darami losu od firm kosmetycznych. Nie przeczytacie tam tego, bo to są książki o Fotografii przez duże F. Taka sytuacja. A rynek potrzebuje poradnika o fotografii przez malutkie f. Tej, żyjącej przez kilka sekund i klikadziesiąt lajków, która nie ma żadnej wartości. Taka sytuacja. Wolny wybór. Każdy wybiera czego potrzebuje i na co wydaje kasę. Ja zdecydowanie wolę finansować swoje własne wakacje. Ot, dziwadło takie.

Czy wróżę sukces tym książkom? Oczywiście! Co prawda hygge już trochę się przejadło, ale grunt i tak podatny dalej. Jednak mam taką małą prośbę: gdy będziecie sięgać po "Szwedzką sztukę życia" zadajcie sobie pytanie: dlaczego akurat Szwecja tak intensywnie się eksportuje? I co Ty z tego masz?

A jeśli są wśród Was też takie dziwadła to serdecznie Was pozdrawiam. Nie-dziwadła też pozdrawiam. I w ogóle wszystkich pozdrawiam.  Co ciekawego teraz czytacie?

Buziaki!!

XOXO












Komentarze

  1. Pozdrawiam :-)
    i o kawie w Kwadracie pamiętam :-) Kiedy to tego Wrocławia przyjeżdżasz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lipiec i sierpień u nas tak napięty grafik mają, że coś mi się wydaje, że to Ty pierwsza do Wa-wy przyjedziesz :-(

      Usuń
    2. no tak a Ty przecież jesteś na urlopie :-) nie ja !!!!!

      Usuń
  2. Super zindywidualizowałaś ten koszyk:)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda... lubię Cię, wiesz ? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurczę lubię książki z obrazkami :) Zwłaszcza kiedy przy gdańskiej plaży jest kiermasz książek i album Podhale trzy epoki kosztuje 20 zł. Skandynawia jest: fajna obejrzeć fiordy i pokręcić się po mieście typu Bergen. Nie mogłabym tam mieszkać za bardzo lubię mięso które tam jest drogie .
    Pozdrawiam cieplutko,
    z wietrznego trójmiasta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam w domu chyba jedną książkę z obrazkami-dostałam w prezencie. Skandynawia, szczególnie przyroda, jest fantastyczna. Bergen zachwyca, tylko ciągle tam pada, o fiordach niecwspomnę. Cud natury. To są rzeczy, które warto doświadczać :-)

      Usuń
    2. Fakt pada, jednak w tamtym roku jak byliśmy w Bergen to były jedyne 4 dni gdy nie padało :) w wakacje

      Usuń
    3. Nam aż tak się nie poszczęściło :(

      Usuń
  5. jak zwykle w punkt.
    jako szanujący swój stan umysłowy człowiek myślący nie zamierzam przeczytać tej książki. nawet dla możliwości dalszej dyskusji. nie i kropka.
    a twoje zdjęcia jak zwykle cudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze to ujęłaś! Na mojej liście pseudo książek do nie przeczytania są wszystkie te blogerskie :) no chyba, ża sama kiedyś napiszę :)

      Usuń
  6. Świetnie ozdobiłaś ten koszyczek, wygląda naprawde oryginalnie:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja akurat bardzo lubię wszystkie książki o stylu życia. Byłam naukowo związana z tym tematem. Szukałam także korzeni polskiej tożsamości, powrotu do tradycji i wpływu kultury ludowej. To niesamowite jak wiele kultur ma podobne wartości. Nawet podejście do dizajnu czy tradycji jest uderzające chociaż wykorzystujemy inne motywy. Na te wszystkie książki typu hygge, ikigai czy lagom warto spojrzeć także pod tym kątem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: podejście naukowe i mnie by zainteresowało. Powiedzmy, takie ukazanie tamatu hygge czy lagom od strony antropologa. Książki.o których wspominam w poście są raczej pseudo-książkami, produktem komercyjnym, jako takie nie interesują mnie wcale, wręcz uwłaczają mojej inteligencji - bo uważam się za człowiek inteligentnego i myślącego, świadomie wybieram to, czym się otaczam i nie daję sobie prać mózgu przez influenserów i takich tam innych speców od marketingu. Kilka obrazków wystylizowanych plus kilka zdań opisu? Nie, dziękuję. A może możesz mi polecić jakąś ciekawą lekturę w tym temacie? Chętnie poczytam coś wartościowego. Pozdrawiam serdecznie i dziekuję za komentarz - zwsze bardzo sobie cenię każdy głos, szecgólnie ten inny od własnego.

      Usuń
    2. Naukowych pozycji o hygge itp. nie czytałam, ale wyżej wymienione książki są dla mnie punktem wyjścia do analizy pewnych zjawisk zachodzących w kulturze popularnej. O tym dlaczego się tak dzieje można dowiedzieć się z książki "Supermarket kultury" czy z pozycji "Rubieże kultury popularnej. Popkultura w świecie przepływów". Ciekawym zjawiskiem w tym temacie jest również glokalizacja. Zajmowałam się głównie polskim etnodizajnem jako nurtem we współczesnej kulturze. I tutaj również ciężko mi polecić jakieś publikacje, bo współczesne przemiany badałam i analizowałam sama. Współczesnym stylem życia odwołującym się do ludowych tradycji miałam zająć się w doktoracie, który szybko rzuciłam.

      Usuń

Prześlij komentarz