O kamieniach i wnętrzach czyli o tym, co ważne i nieważne
Ufff, mówię Wam, sześć tygodni urlopu już za nami (Dżizas kiedy to zleciało?) i stwierdzam, że w końcu należy odpocząć! Dawno już nie mieliśmy tak intensywnego wywczasu. Jeśli któraś z Szanownych Czytelniczek moich ulubionych zagląda do mnie na IG, to wiecie, że przez ostatnie tygodnie próżnowania nie było. Podróż do Albanii (a właściwie do Grecji, bo koniec końców dotarliśmy aż do Salonik) w naszej pamięci została zaszufladkowana w zbiorze hardcore, ale i do zbiorów wow tudzież warto było też sporo trafiło. Opiszę, wszystko opiszę, choć jestem skłonna zgodzić się z Anią, która w tym poście pisze, że "jeśli nie napisze się posta w ciągu tygodnia od powrotu z podróży szanase maleją drastycznie". No, ale drastycznie nie oznacza, że coś jest niemożliwe. Jest nadzieja, choć wiadomo, na gorąco jest najlepiej. Póki te widoki, zapachy, smaki są jeszcze takie świeże. Póki opalenizna nie zbladła a skóra nie zeszła.
Wiecie, po ośmiu przeprowadzkach (w tym jednej za granicę), po tylu mieszkaniach urządzonych, udomowionych, oswojonych, powiem Wam, że wnętrza mają tak marginalną ważność w życiu człowieka, że naprawdę nie warto się spalać. Nie warto spędzać godzin na planowaniu gdzie co się przestawi, jak się pomaluje, jak sie udekoruje. Jakie znaczenie za dziesięć lat będzie miało to, jak pomalujesz ściany w przedpokoju albo jaką wybierzesz lampę do sypialni? Kto Ci wróci te godziny spędzone na wertowaniu magazynów wnętrzarskich?
Stwierdzam krótko: nie warto! Owszem, należy zadbać o to, by nasze otoczenie było wygodne i miłe dla oka, schludne i czyste, ale teraz już wiem na pewno, że program minimum w zupełności wystarczy. Mi się włos na głowie jeży gdy widzę ludzi biorących kredyt na urządzenie mieszkania, który potem spłacają latami. Tylko po to, by było na pokaz, bo jakoś trudno mi uwierzyć, żeby wynikało to z wewnętrznej potrzeby? U nas zasada jest prosta: jeśli nie mogę zapłacić za coś gotówką znaczy: nie stać mnie na to. Jeśli mnie nie stać, nie kupuję. Krótka piłka.
Mam za sobą etap totalnej fiksacji na punkcie wnętrz. Oczywiście, że chęć wicia gniazda jest zrozumiała, ale z doświadczenia wiem, że granica jest cienka. Wicie gniazda przeradza się w obsesję na punkcie wnętrz, która potrafi zdominować nasz cały czas wolny i skutecznie wyczyścić portfel. W związku z powyższym śmiem pytać: po co to komu? Nie lepiej przeznaczyć energię, środki i czas na zobaczenie kawałka świata? Innego podwórka? Tak, to jest pytanie retoryczne.
No dobrze, pora by już koczyć a tu jeszcze te kamienie mi zostały. O co chodzi z tymi kamieniami? O nic w sumie, taka tam fiksacja malutka: przywieźć kamień z każdego miejsca, w którym się było. Też tak macie? Czasem jeden, solidny, wielki (taki mam z Norwegii - w kuchni się czasami przydaje), innym razem mały, ale wyjątkowy kształtem lub kolorem. Tym razem prawie ogołociłam albańską plażę, bo nazbierałam sobie całą torbę kamoli: większych, dużych, małych i malutkich. Przydadzą się :-) O chociażby do zrobienia obciążników do obrusa. Teraz może wiać do woli. Ale bez przesady!
Mam jeszcze w najbliższych planach inny projekt DIY z użyciem kamyczków i już nie mogę się doczekać jego finalzacji. Takie to cudo ma być. Zaglądajcie zatem koniecznie!
Czy ja się znów wymądrzyłam? Jeśli tak, to sorry. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że robię to zupełnie za free. A mogłabym wszystko spisać, opatrzyć kilkoma stylizowanymi fotkami, dodać podpatrzone na Pinterest cytaty z gatunku tych this is so American i sprzedawać za 29,99. Może zrobię zapisy i przyjmę przedpłaty? Nay!!!
Teraz już naprawdę na koniec, zgodnie z tradycją, pytanie do publiczności: a Wy co przywozicie z podróży? Może coś dziwnego? Założę się, że tak :-)
Live. Eat. Travel. Create.
Buziaki!!!!
XOXO
Magda książkę powinnaś wydać :-)
OdpowiedzUsuńdom jest do mieszkania zgadzam sie 100%
a kamienie albańskie u mnie 2 bo samolotem byłam i ten nadbagaż!!!!
Pozdrawiam
Ty mnie Dorotko do złego nie namawiaj😀
Usuńsuper czas za Tobą ja jestem tez zdanie jeżeli nie mam gotówki nie kupuję kredytów nie cierpię i nie biorę lepiej poczekać... a kamyczki tez zwoże , jak przywiozłam z Chorwacji takie z diurkami , to zrobiłam z nich dzwonki ,że tak to napiszę ;)
OdpowiedzUsuńKredytów chyba nikt nie lubi, ale czasami nie ma wyjścia, gdy np chce się kupić mieszkanie. To chyba jedyny kredyt, którego sens rozumiem plus te na leczenie, jeśli jest taka konieczność. Kamienie z dziurką sama chciałabym mieć!
UsuńKamienie zbieram namiętnie. Bardzo podoba mi się ta inspiracja:)
OdpowiedzUsuńWiesz no tym razem zupełnie nie mogę się z Tobą zgodzić... jeśli coś jest czyjąś pasją, to nigdy nie napisałabym, że nie warto sobie tym głowy zawracać, czy to będzie zbieranie znaczków, jazda na rowerze, czy dekorowanie wnętrz. A pasje mają niestety to do siebie, że kosztują :) mam znajomych, którzy wolą podróżować zamiast kupić mieszkanie, więc wynajmują. Dla mnie to jest nie do pomyślenia, ale to ich życie i to oni wiedzą, na co w ich mniemaniu warto wydawać pieniądze :) PS. Zazdroszczę Albanii, słyszałam, że jest super więc czekam na relację :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa całkowicie rozumiem Twoich znajomych. Gdybym musiała wybierać, a na szczęście nie muszę, między kupnem mieszkania a podróżami to zdecydowanie wybrałabym to drugie. Relacja będzie na pewno wkrótce:) pozdrawiam cieplutko
UsuńJa to zdecydowanie jestem dziwna, bo oprócz wspomnień zawsze przywozę smaki - lokalne przysmaki, owszem, jak halloumi czy baklava, kiedyś nawet skyr wiozlam w termosie, ale przede wszystkim przepisy i przyprawy - z lokalnych targów, spod kuchennej powały przemiłej gospodyni, wyproszone jakoś francusko-migowym tajniki najlepszej escalivady. Brakuje mi tych podróży sprzed kilku lat i znów pogadam w melancholie 😊
OdpowiedzUsuńA wnętrza? Lubię mieszkać wygodnie- to dla mnie najważniejsze. I po swojemu, a nie wg trendów 😉
o widzisz, a ja nie moge przebolec, ze nie wzięliśmy tym razem lodówki turystycznej, żeby sera genialnego przywieźć. i dla mnie to nie jest nienormalne czy dziwne, takie smakowe pamiątki są najlepsze!!
UsuńJa też kamienie ; ;p W tym roku też troszkę pozwiedzaliśmy więc kamyczki z każdej miejscowości przywędrowały z nami ;)
OdpowiedzUsuńTwoja propozycja kamykowego DIY bardzo mnie zachwyciła!!!
P.s.Czekam na twoją makramę-bo wspominałaś,że masz chęć zrobić :)
UsuńDzięki serdeczne. Widziałam gdzieś w sieci, że vludzie potrafią cuda prawdziwe na kamienicach malować i to ma nawet swoją nazwę: stone painting. Makrama będzie na pewno, ale jeśli uda mi się przed zimą to będzie sukces:) buziaki!
UsuńJak ja Cię lubię! I to bynajmniej nie jest takie landrynkowe "lubienie", które pojawia się jak lawina w komentarzach na niektórych blogach. To nie "och" i "ach", bo siedzę i zazdroszczę i żyję życiem innych, a sama nic nie zrobię ze swoim, choć czasem wystarczy zwyczajnie oderwać się od ekranu... (przepraszam, ale właśnie wróciłam z bloga, gdzie znajduję pięćdziesiąt komentarzy pod każdym postem, niczym się od siebie nie różniących...).
OdpowiedzUsuńA u Ciebie porozmawiać można i zamyśleć się...
Sam tytuł posta... uwielbiam... już widzę przyszły spis treści... :)
Kamienie. Badyle (czyt. gałęzie). Bilety wstępu. Mapy. Wino.
No i setki zdjęć.
A przede wszystkim niesamowite pragnienie kolejnych podróży.
To przywozimy, to z nami wraca. To pozwala przetrwać:)
Aniu, nie będę zgadywac z jakiego bloga wróciłaś, bo takich, o których mówisz jest tysiące, więc marne moje szanse. Te ochy i achy...wiesz, pomimo usilnych prób jeszcze nie zrozumiałam tego fenomenu plus nie rozumiem, że niektórzy po to tylko tworzą swoje miejsce w sieci by te ochy i achy słyszeć, ale to chyba jest jakas forma dowartościowania się, jedyna możliwa, bo w realu jakoś chyba im o to trudniej? Sama nie wiem, taką mam teorię, bo nic bardziej realnego mi do głowy nie przychodzi. Moim takim cichym małym marzeniem jest skupienie tutaj kobiet, takich jak my, myślących, choć może czasami różniących sie poglądami, mających swoje zainteresowania, ciekawych świata, mwiących, co myślą a nie sprzedających ochy i achy na prawo i lewo. Powiem Ci, trudna sprawa, mało nas tu na blogach, ale ja się nie poddaję :-) I wiesz? Kupuje ten tytuł! Kamienie, badyle, bilety, mapy, wino!!! Buźka!
Usuń:)
UsuńSprostuję z tym tytułem, bo zagmatwałam....
Tytuł Twojego powyższego posta to kupuję ja! - jako tytuł jednego z rodziałów Twojej przyszłej książki, o której już wspomniała Dorota:) Jest genialny i jak tylko zobaczyłam jego zwiastun u siebie na blogowym pulpicie - wiedziałam, że przede mną kilka minut uczty...
A kamienie, badyle, itd.... to my przywozimy z podróży:))
Aniu, jakoś się tym tytułem podzielimy :-) bo my tak samo przywozimy, tzn ja bardziej niż panowie :-) buźka!
UsuńMagda, masz rację, kredyty na urządzenie wnetrz, to przesada...ale tez nie wzielabym na podróż, lepiej odłożyć i jechac.
OdpowiedzUsuńAcha, ja z podrozy nad morze przywloklam deske ktora wyrzucilo morze...i zrobilam decopage, z napisem welcome do przedpokoju, gdzies na blogu pisalam o tym.
A przywoze z podrozy nawet liscie ciekawe i je suszę, twoje kamyki rewelacja!❤
Ja jakoś nigdy nie mam szczęścia do darów morza, a tez mi się marzy jakaś deseczka czy badylek. Muszę koniecznie odnaleźć tą deseczkę na Twoim blogu, na pewno jest extra!
UsuńCześć Madziu! U mnie nie będzie oryginalnie - również do domu z podróży trafiają kamienie:)) Ale też dobre lokalne jedzonko i różne dziwy - na przykład na tarasie mam boje z Norwegii:) I kawałki drewna.. Co do wnętrz - zgadzam się w 100%.. Również wolimy zobaczyć kawałek świata, a jak remont to tylko taki co po kosztach i własnymi siłami:) Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuń