Czego zazdroszę Amerykankom czyli stól jesienny i drewniana podkładka {DIY}


No pewnie, że ten post miał ukazać się w pierwszy dzień jesieni, ale tak się złożyło, że ten czas na przełomie pór roku był dla mnie jednym z najbardziej pracowitych. Zatem, spóźnione, ale szczere: hello fall! Sto lat, sto lat, niech żyje nam!

Bo my lubimy jesień, prawda? Grzyby, złote liście, kasztany, dynie, orzechy, świece, pledy, kalosze (kocham kalosze!) a nawet deszcz dzwoniący o szyby. Powiem Wam w tajemnicy, że ja już niedługo planuję rozpocząć sezon na grzańca. Tylko nie mówcie nikomu, bo mnie jeszcze jakaś insta blogerka wyprzedzi, a ja, ma się rozumieć, chcę być pierwsza! Ciiii....

No dobrze, dosyć już tego pitu-pitu, czas przejść do konkretów. O zazdrości miało być, ale takiej pozytywnej, bo właściwie to bardziej o podobanie-mi-się chodzi. A co tak mi się podoba w tej Ameryce? Aktualnie dyniowy szał. A najbardziej to, że to taki uzasadniony szał. Uzasadnia to ichne Halloween, uzasadnia to Thanksgiving, do którego przygotowania zaczynają się chyba już w sierpniu. My nie mamy takiego jesiennego święta, a przynajmniej go nie celebrujemy, bo Święto Niepodległości jakoś takie skromne, jak zresztą wszystkie nasze święta o charakterze patriotycznym. Są przemówienia, wieńce, pompatyczność, ale takiego radosnego świętowania nie ma. Nie dorośliśmy jeszcze? Wstydzimy się? Nie chce nam się? Nie jest to dla nas ważne?



Wracając do dyń, to wiadomo, że dyniowe będzie wszystko. Kawa, placki, ciasta, smoothie, zapiekanki, widziałam już nawet zestawienie dyniowych kosmetyków. Będą porch'e (czyt. ganki) wystylizowane na jesień, mantel'e (czyt. kominki) przybrane w jesienne girlandy i będą te tablescape'y i centerpiece'y. I o nie najbardziej się tu rozchodzi. Dżizas, przecież my nawet nie mamy na to nazwy! Załóżmy, że chciałabym zatytułować dzisiejszy post jakimś fajnym polskim odpowiednikiem, to co by to miało być? Dekoracja centralnego miejsca stołu? Stołowy pejzaż? Bieda! A wystarczy tylko wyguglować hasła fall tablescape albo fall centerpiece a naszym oczom ukazują się prawdziwe dzieła sztuki. A my możemy tylko nieudolnie naśladować, bo czegokolwiek by nie powiedzieć o Amerykankach (po trzech latach mieszkania w bazie amerykańskiej wiem aż za dobrze jaka jest zakulisowa prawda) to trzeba przyznać, że potrafią być naprawdę kreatywne. To tam zaczynają się wszelkie blogerskie trendy, to nimi się "inspirujemy" (czyt. ściągamy). Smutne, ale prawdziwe.

Zatem motywowana zazdrością prezentuję dziś moja skromną wersję fall tablescape. Składa się z lnianego bieżnika, oczywiście uszytego samodzielnie, choć własciwie ograniczyło się tylko  wykończenia krótszych brzegów i postrzępienia dłuższych brzegów. W skład zestawu wchodzi również podkładka DIY z drewnianych krążków, sukulenty, lniane serwetki, mini-ogródek w dyni, dekoracyjne mini poroże (sztuczne!) oraz podkładki pod talerz, które, jak same widzicie, są kartkami pochodzącymi z książki z nutami (na akordeon). Że tez ja nie wpadłam na ten pomysł wcześniej! Wszystko w ciepłych, neutralnych barwach, bo tak się składa, że mam teraz na nie fazę. Kupiliśmy nawet nową sofę w kolrze jasnobeżowym i położyliśmy nową tapetę w pokoju dzienny, też w neutralnych barwach. Jestem nią zachwycona i mam zamiar ją wkrótce Wam pokazać.

Jak widzicie moja biała dynia ma się świetnie, a jesli jeszcze nie widziałyście mojego posta z przepisem na przedłużenie żywotności dyń trzymanych w pomieszczeniach to koniecznie zajrzyjcie TUTAJ.


Muszę Wam powiedzieć, że trzy lata spędzone w Bawarii sprawiło, że bardzo polubiłam myśliwsko-szaletowe klimaty. Zwolenniczką polowań absolutnie nie jestem, ale takie drobne akcenty, szczególnie w okresie jesiennym, są przeze mnie wprowadzane do wystroju. Do tego drewniane elementy, mięsiste lny, naturalne ozdoby, dużo ciepłego beżu. Robi się bardzo rustykalnie. Modern rustic. Jest takie coś? Keine Anung :-)

Jeśli i Wam takie klimaty nie są obce to może skusicie się na wykonanie takiej banalnie prostej podkładki na stół? Może ona służyć jako baza dekoracji na stół, może też pełnić bardziej praktyczną rolę, czyli podstawki pod gorące naczynia bądź talerze.

Oto szybciuka instrukcja wykonania:




Potrzebujesz:

drewniane krążki o różnych rozmiarach (do kupienia w sklepach internetowych)

taker, opcjonalnie pistolet do klejenia na gorąco

Jak widzicie na foto-instrukcji nie ma nic prostszego. Po prostu układasz dowolny kształt z drewnianych krążków i spinasz je za pomocą takera. Jeśli nie masz takera możesz krążki skleić, ale jeśli mam być szczera, to pozwól, że zapytam: dlaczego do cholery nie masz jeszcze takera??!!

Krążki zdecydowanie należy czymś zabezpieczyć (ja jeszcze tego nie zrobiłam, a moi panowie już zdążyli oczywiście wygenereować jakieś tłuste plamy), ja zapewne uzyję oleju do drewna, takiego samego, który uzywam do drewnianych blatów w kuchni. Niech tylko znajdę wolną chwilkę.

Poniżej zalewam Was zdjęciami mojego jesienno-rustykalnego stołu, który, powiem nieskromnie, lajkuję! Czy ja już Wam mówiłam, że lubię prosto, z umiarem, autentycznie i bez nadęcia? na pewno już o tym wspominałam.






Drogie Czytelniczki! Bardzo Was proszę o jeszcze odrobinkę cierpliwości w kwestii rozdawajki z mebelkami do fairy garden. Napisałyście tak wiele pieknych komentarzy, że skutecznie utrudniłyście wybór, ale żeby było jasne: nie narzekam lecz bardzo Wam dziękuję!!

Serdeczności!!!

XOXO





Komentarze

  1. Twoja dekoracja jesienna jest bezpretensjonalna i okraszona kreatywnością. Dynie same w sobie się bronią, jak je połozyć na stole, ale tak to ma każdy :-) Stwierdziłam, że ja jak zwykle jestem w tyle i z dekoracją się nie wyrobiłam. Chyba coś zamiast oglądania serialu będę musiała zgapić z Pinteresta :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie bliżej mi ku prostocie, nie lubię zadęcia tudzież imitacji. Jak krszytał to prawdziwy :-) a najlepiej naturalnie, to najlepszy sposób na ominięcie tandety :-) a jaki serial oglądasz??

      Usuń
  2. Wow, drewno chyba w każdej postaci ostatnio do mnie przemawia;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I do mnie przemówiło. Jak ten pieniek w Twin Peaks :-)

      Usuń
  3. bardzo lubię podkladki z plastrów drewna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię czytaj Twoje teksty. Dekoracja piękna. Taker mam więc czas go użyć. Dzięki za pomysł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobrze się składa, bo mam zamiar dalej pisać :-) a tak na serio, to dziękuję za przemiły komplement!

      Usuń
  5. Wzdycham sobie....
    Od kilkunastu lat, gdy tylko zapachnie jesienią, ogarnia mnie amerykańskie rozmarzenie. Crate&Barrel, Martha Stewart Living, Pottery Barn... czarowne chwile i ogromna chęć przygarnięcia do swoich wnętrz i ganków wspomnień i... nowości. Ubrania ich na pomarańczowo, brązowo, ciepło.
    Dokładnie, jak piszesz, już same amerykańskie nazwy... dwa słowa i wiesz wszystko!

    Bardzo mi się podoba Twoja aranżacja:) I te nutki! Wiesz, ile ja mam starych pożółkłych nut? Nie przeznaczę ich na podkładki, bo ciągle mam nadzieję, że może jeszcze kiedyś z nich zagram... (choć jedne już użyłam, ale to był wyjątkowo nieulubiony utwór...).
    Just lovely...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też mam takie "święte' ksiązki z nutami, które są niemymi świadkami mojej muzycznej przeszłości, choć ja o tyle mam dobrze, że mój Maks poszedł w moje ślady i przerósł mistrza (mnie, znaczy się, ha ha) tysiąckrotnie. Tylko, że on gra z pamięci i ze słuchu, geniusz jakiś :-) ach, Pottery Barn....może wyskoczymy na zakupy do Chicago?

      Usuń
    2. Tak, tak, tak!!! Muszę zrobić w końcu to zdjęcie paszportowe, wnioski wizowe leżą przede mną na stole:-)

      Usuń
  6. Świetny pomysł jak w tym roku nie zdążę, to przyszłym na pewno sobie zrobię taką podkładkę tym bardziej, że w garażu mam trochę ściętych gałęzi a w plastry potnie mój zdolny mężulek. Pozdrawiam Iwona J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takimi zasobami i z takim mężem to Ty możesz działać! NIe ma na co czekać :-) Cieplutkie pozdrowienia!!!

      Usuń
  7. Ta podkładka jest urocza, utrzymana w naturalnym stylu. Super.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetna podkładka. Uwielbiam drewno w domu pod każdą postacią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również jestem wielką fanką. Pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  9. Ale świetnie wyszło! Też lubię takie bezpretensjonalne dekoracje. Jeszcze w tym tygodniu przygotuję coś ładnego na swój stół, zainspirowałaś mnie! Faktycznie Amerykanie przodują w takich rzeczach, a u nas na razie to wszystko raczkuje. A szkoda... Bo przyjemniej się żyje w ładnym otoczeniu, dużo rzeczy można stworzyć niewielkim kosztem, ale nakładem pracy i chyba o to chodzi - u nas teraz moda na pracę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli Cię zainspirowałm to dla mnie wielki komplement. Myślę sobie, że są rzeczy, które warto podpatrywać, a są i takie niegodne powielania. Do wszystkiego trzeba dojść, a z tą pracą to masz rację, niektórzy trochę przesadzają. Buziaki!

      Usuń
  10. Prosto i naturalnie..Masz Madziu talent do bezpretensjonalnych dekoracji, a przy tym poczytać sobie można :) Pozdrawiam ciepło.. Przy okazji ja też odświeżam kąty, więc zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Magdo, u Ciebie tak naturalnie i za to uwielbiam Twoje kadry.Oczywiście że uwielbiam jesień za jej dary natury i te kolorki.Pozdrawiam serdecznie Ania

    OdpowiedzUsuń
  12. Keine Ahnung...nicht ANUNG :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj, literóweczka? Niedopuszczalne! Jak żyć? Dobrze, że zawsze ktoś życzliwy czuwa:)

      Usuń
  13. Bardzo podobaja mi się białe dynie jako jesienna dekoracja i ubolewam ,że niestety w u nas nigdzie ich nie widzę....W Grecji często trudno o takie "nowinki"...Naszła mnie jeszcze jedna mysl :myPolacy w przeciwieństwie do Greków bardzo chłoniemy niemal wszystkie trendy z zagranicy, jest w nas jakieś większe dązenie do tego co proponują inne kraje, łatwiej sie tym zachłystujemy...ciekawe z czego to wynika?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, to prawda!! Wydajemy się być bardziej gąbczaści, rzadko filtrujemy to, co nam "zachód" oferuje. Jeszcze do niedawna tłumaczyłam to sobie, że to pokłosie dekad komunizmu, tego, że niczego nie było a człowiek pałał rządzą do głupiej reklamówki z aldika czy puszki coli. Potem się zachłysnęliśmy i tak to trwa do dziś.

      Usuń
  14. no muszę zgapić no muszę:) drewienka mam...dynek nie mam ale coś się skombinuje może nie białe ale to się przemaluje:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja również zastanawiałem się zawsze, dlaczego nie mamy w Polsce takiego Święta, jak Święto Dziękczynienia. Chyba od dziecka marzę o tym, aby spróbować prawdziwego, dziękczynnego indyka, przygotowanego według tradycyjnej receptury amerykańskich gospodyń ;-). Kto wie, może kiedyś będzie mi dane go spróbować?

    OdpowiedzUsuń
  16. Pani, ale kto bogatemu zabroni? Dynie wylewają się z każdego miejsca, święto mamy, powód do radości jest, to dawaj! Może rzeczywiście w Poznaniu (i okolicy najbliższej) jakoś łatwiej to ogarnąć myślą. Bo Święty Marcin, bo rogale, bo wesoły korowód na ulicach, inscenizacje niepodległościowe. Nikt nie myśli o nudnych przemowach i składaniu wieńców (chociaż też się to odbywa pewnie). Tutaj dzieje się, jest energia, chce się świętować. Ja już się cieszę na pieczenie gęsi, na ciasteczka mojej mamy z konfiturą z róży (które tylko na ten dzień są szykowane), reszta rodziny na rogale (ja nie przepadam). I będziemy razem, na swoim skrawku ziemi, przy stole :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz