Iceberg loaded wedge salad czyli szybki kurs języka angielskiego
Trzyletni synek mojej przyjaciółki rozbawiał nas do łez gdy, zapytany o coś, odpowiadał: nie znam się, nie wiem, zarobiony jestem! O, myślę sobie, gdyby to było motto blogosfery! Tymczasem, często gęsto, jest zupełnie inne. Jakie? Odnoszę wrażenie, że: nie znam się więc się wypowiem obrazuje sytuację całkiem trafnie.
Kupię sobie lepszy aparat, pstryknę kilka fotek i bam! Już jestem ekspertem a nawet fotografem. Poczytam trochę o wnętrzach, naoglądam się obrazków i ta dam! Jestem dekoratorem/stylistką (niepotrzebne skreślić) wnętrz. Maźnę kilka mebelków rodem z PRL-u (bo teraz są modne) farbką od sponsora i, o yeah bejbe, jestem ekspertką od renowacji.
Mi to w sumie nie przeszkadza.
Jeśli ktoś się na ten kit nabiera, jego sprawa. Krzywdy ludzkiej z tego raczej nie ma, więc jest spoko. A niektórzy i trochę grosza z tego zarobią, bo rachunki, jak powszechnie wiadomo, płacić trzeba. Każdy orze jak może. Taki lajf. Jest popyt to i podaż jest. Simple as that.
Jeśli ktoś się na ten kit nabiera, jego sprawa. Krzywdy ludzkiej z tego raczej nie ma, więc jest spoko. A niektórzy i trochę grosza z tego zarobią, bo rachunki, jak powszechnie wiadomo, płacić trzeba. Każdy orze jak może. Taki lajf. Jest popyt to i podaż jest. Simple as that.
I przepraszam bardzo za te moje anglojęzyczne wtrącenia - wiem, że niektóre z Was tego nie lubią, ale u mnie to jakoś z automatu idzie. I raczej nie macie wyjścia: albo to zaakceptujecie, albo nasze drogi się rozejdą.
I owszem, będzie mi smutno z tego powodu, ale dobrze wiecie, że ten blog to ja: nie jest to żadna kreacja pod publikę, nie jest to pisanie pod wyszukiwarki, nie jest to żebranie o lajki, nie jest to chęć przypodobania się wszystkim.
Jestem już w takim wieku (a przyznam się, że już niedługo będę obchodzić pierwszą rocznicę swoich czterdzistych urodzin), że nie odczuwam potrzeby bycia lubianą przez wszystkich. Zresztą nigdy takiej potrzeby nie miałam. Ojej, no pewnie, że wiem, że taka postawa kariery w blogosferze mi nie wróży, ale jakoś tak się składa, że wazelina nie jest moim ulubionym kosmetykiem. Wy już wiecie, co mam na myśli.
Chyba zgubiłam wątek. Generalnie, to chciałam powiedzieć, że ja o wiele lepiej czuję się mówiąc/pisząc po angielsku. Już od dziecka mnie ciągnęło. Jakoś nie wystarczało mi śpiewanie "jo ma ha, jo ma so", ja chciałam wiedzieć co to znaczy! I wcale się z tym nie kryłam, choć chyba były momenty, gdy było to wielce ryzykowne (mam na myśli sytuację, gdy moja mama została wezwana na poważną rozmowę do szkoły, bo ja, w klasie piątej, oznajmiłam pani od rosyjskiego, że: "nie mam zamiaru uczyć się ruskiego, bo uczę się angielskiego").
Na szczęście sparawa została załagodzona, przewodniczący partii nie dowiedział się o tym incydencie, a ja odkryłam, że mam zdolności językowe i mogę się uczyć jednocześnie dwóch języków. A nawet trzech. Alleluja!
W związku z powyższym (i tu wróćcie proszę na chwilę do pierwszych linijek) wypowiem się dziś w tematach, na których się znam: na jednym bardzo dobrze (mam na to papiery ha ha), na drugim całkiem ok.
Number one: nauczę Was dziś kilku angielskich słówek.
Przynajmniej mam taką nadzieję, bo całkiem możliwe, że już je znacie. Jeśli chodzi o naukę słówek to mam na tym punkcie dość spore zafiksowanie - uważam, że ich znajomość jest jednym z najważniejszych filarów nauki języka obcego. Podobnie uważała moja psorka od niemieckiego z czasów licealnych i ostro tę znajomość słówek egzekwowała. Dzięki niej, po wyjeździe do Niemiec mogłam się swobodnie dogadywać, choć praktycznie nie mówiłam w tym języku przez 15 lat.
Jeśli zapytacie: jak najlepiej uczyć się słówek, odpowiem Wam: z kontekstu. Jeśli powiążecie dane słowo z konkretną sytuacją, skojarzycie je z czymś już znanym, są duże szanse, że je zapamiętacie i będziecie mogli automatycznie użyć w razie potrzeby.
W tym przypadku kontekst mamy kulinarny, więc jeśli na widok zdjęć poleci Wam ślinka, sukces językowy murowany. A jeśli dodatkowo zrobicie taką sałatkę w domu powtarzając przy tym nowe słówka, zostaną one w Waszych głowach już for ever :-)
Number two: zrobimy amerykański klasyk sałatkowy
Dlaczego amerykański? Bo znam się na amerykańskiej kuchni. Ok, może nie do końca, ale jednak przez trzy lata przebywania w amerykańskiej bazie zjadłam to i owo i powiem tak: wszystko można powiedzieć o amerykańskiej kuchni, ale na pewno nie to, że jest wyrafinowana. Nie jest też wyjątkowo smaczna, d.... nie urywa, ale! Ale jakimś cudem rozprzestrzenia się po świecie. Zastanawia mnie tylko dlaczego akurat są to hamburgery, masło orzechowe i kawa rozpuszczalna a nie coś naprawdę wyjatkowego, pysznego i nawet zdrowego, tak jak tytułowa sałatka.
Co jest takiego wyjątkowego w tej sałatce?
Moim zdaniem, przede wszystkim to, w jakiej postaci jest serwowana. Potem dochodzi połączenie smaków i faktur. Wiecie, że jest to jedyny moment, kiedy jestem w stanie zjeść boczek?! Powiem więcej, podjadam go już na etapie przygotowywania tej sałatki. Jest ekstremalnie chrupki, słonawy, bez grama tłuszczu. Iceberg wedge salad zazwyczaj towarzyszy stekom, ale w naszym rodzimych warunkach świetnie spisze się jako dodatek do grillowanych kiełbasek lub po prostu do świeżej bagietki. Pamiętaj, musi być mocno schłodzona! Sałatka, nie bagietka LOL.
To co, zabieramy się za słówka i sałatkę?
Iceberg - tak, góra lodowa, macie rację, ale jesli zobaczycie z czego składa się sałatka, to już będziecie wiedzieć jak nazywamy sałatę lodową w języku angielskim.
Loaded - mamy końcówkę -ed, więc albo jest to czas przeszły, albo forma przymiotnika opisującego rzecz lub osobę. Load: ładować - słowo powszechnie znane dla użytkowników komputerów. Loaded: załadowany. W naszym przypadku załadowana jest sałatka, czyli jest pełna róznych pyszności. Po korek ;-)
Wedge - popatrzcie na kształt sałaty lodowej. Widzicie? Ten właśnie kształt określamy jako wedge. Tego określenia uzyjemy także do butów na koturnie (czyli na klinie), ćwiartek jajek, pomidorów, ziemniaków, itp.
Słówka salad oczywiście nie muszę tłumaczyć ;-)
Iceberg loaded wedge salad
Każda/każdy z Was niech teraz sam skomponuje sobie polską nazwę tej sałatki. Bazując na znajomości znaczenia poszczególnych słówek popuście lekko wodze wyobraźni i drzemiących pokładów poezji. Tylko nie szalejcie, żeby nie było tak, jak kiedyś z tłumaczeniem Dirty Dancing. Pamiętacie co z tego wyszło? Także, ten tego.... wodze popuszczajcie, ale nie odbiegajcie za bardzo od tematu, ok?
Czego potrzebujesz? (na 4 porcje)
Na sałatkę:
główkę sałaty lodowej (iceberg lettuce)
8 plasterków boczku (bacon strips)
pół cebuli czerwonej (red onion) (ja zapomniałam ha ha więc możemy uznać, że opcjonalnie)
kilka sztuk pomidorków cherry (cherry tomatoes)
ogórek (cucumber)
2 jajka ugotowane na twardo (hard boiled eggs)
pęczek szczypiorku (chives)
Na dressing:
1 szkl sera pleśniowego (blue cheese)
0,5 szkl kwasnej śmietany (sour cream)
4 łyżki majonezu
1 łyżka oliwy z oliwek
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka musztadry Dijon
szczypta soli
szczypta świeżo mielonego pieprzu
Jak ja to robię?
1) dressing: ser pleśniowy rozgniatam widelcem, dodaję pozostałe składniki, wszystko dokładnie mieszam i łączę do uzyskania gładkiej konsystencji, wkładam do lodówki
2) sałatka: sałatę lodową dokładnie myję, dzielę na ćwiartki, układam na półmisku lub na indywidualnych naczyniach. Wkładam do lodówki. Boczek kroję w drobną kostkę, podsmażam aż wytopi się cały tłuszcz, odsączam na papierowym ręczniku. Ćwiartki sałaty polewam dressingiem, posypuję ogórkiem pokrojonym w kosteczkę, pomidorkami pokrojonymi w półówki, cebulą pokrojoną w talarki (zapmniałam!) i na koniec posypuję chrupiącym boczusiem. Dwie ćwiarki jajka układam obok, posypuję wszystko szczypiorkiem. Wkładam do lodówki i podaję schłodzone.
Dressing możecie przygotować wcześniej i przechowywać w lodówce w szczelnie zamkniętym pojemniku przez trzy dni.
Ja wiem, że może na zdjęciach nie wygląda to aż tak dobrze (brakuje mi ostatnio czasu na poczciwe zdjęcia), ale uwierzcie mi: to jest pyszne i atrakcyjne wizualnie. Jeśli chcecie zaskoczyć swoich gości na następnym grillu - to jest droga, którą powinnyście obrać :-)
Iceberg loaded wedge salad is the only option!
Ach, i nie zapominajcie, że podstawą każdej lekcji i kluczem do sukcesu jest utrwalenie nowego materiału. Wasze zadanie domowe zatem: napisz w komentarzu jak nazwałabyś powyższą sałatkę.
Cieplutkie pozdrowienia Wam przesyłam!
XOXO
PS: bardzo proszę drogą Czytelniczkę Aneta76 o kontakt w sprawie kawowej rozdawajki.
Dziękuję wszystkiem za udział w zabawie!!
Titanic Który Trafił w Kapustę.Ewa W.(All rights reserved.)
OdpowiedzUsuńOj,poprawka.To przecież kapusta jest Titanikiem,więc---Kapusta a'la Titanic.Prawie po polsku.Ewa W.
Usuńświetne skojarzenie! kupuję:)
UsuńOj ale trudne zadanie, myślę i myślę i przychodzą mi do głowy tylko dobre angielskie wersje, po polsku... dryfuję:)
OdpowiedzUsuńWtrącanie obcych słówek do tekstu bardzo często jest niemile widziane, ale to właśnie one najwierniej oddają to, co chce się przekazać:) Uwielbiałam stan, gdy po angielsku myślałam i liczyłam, gdy dłużej mieszkałam w anglojęzycznym kraju. Potem te obce słówka same wskakiwały mi między polskie. Już w głowie!:)
mówią, że gdy człowiek zaczyna myśleć w obcym języku to znak, że go już bardzo dobrze opanował i coś w tym jest :)
UsuńNie będę się wynurzać z angielszczyzną, bo nie uczyłam się jej w szkole. Rosyjski umiałam kiedyś biegle, jednak po 25 latach w DE ciężko jest mi mówić w tym języku, chociaż rozumiem absolutnie wszystko. Zeby było śmieszniej, to jedna z moich sąsiadek jest Rosjanką i jakby ktoś popatrzył z boku jak się dogadujemy z Nataszą, z pewnością popukałby się w głowę - Ona bardzo kiepsko mówi po niemiecku, więc jak mi coś mówi, to po rosyjsku... Ja łapę w lot i....? Odpowiadam po niemiecku, ot i tak się dogadujemy.... hihi! ;)
OdpowiedzUsuńSałatkę nazwałabym "chrupki żer", żeby nie było że wpadłam tutaj i nic nie wymyśliłam.
Jak zwykle w swoich postach trafiasz w sedno.... ;)))
ach, uwielbiam takie sytuacje! jak człowiek chce, to się dogada, prawda? chrupki żer brzmi genialnie! a a propos sedna-staram się, ale popularności mi to raczej nie przynosi, ha ha, bjedna ja:)
Usuńzgubiłam się już przy drugim akapicie....
OdpowiedzUsuńa sałatę lodową mogłabym jeść codziennie (w przeciwieństwie do sałaty zielonej, bleee)
Troszkę mnie to zmartwiło, to Twoje zgubienie, przyznaję:( tak być nie może!
UsuńJak napiszę, że jest super to tak jakbym się podlizywała, albo nic innego nie potrafiła napisać, ale jest ,więc zostawiamy ten temat:) Podoba mi się styl pisania i to mam w nosie... tak lubię, bo lubi się to, co samemu się myśli, a że przyda mi się takie tłumaczenie angielskiego, bo uczę się, uczę się i dalej głąbiasta jestem, chociaż przyzwyczaiłam już innych do siebie i muszą mnie rozumieć: ) zapisuję się tu i będę odwiedzać, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj!!! Bardzo mnie cieszy Twoja obecność, mam nadzieję, że będziesz zaglądać! Dziękuję za miłe słowa. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńBardzo dziękuję:-)
OdpowiedzUsuńohohoho sałtkę zrobię oczywiście
OdpowiedzUsuń