Lepsze wrogiem dobrego czyli moje makijażowe przyjaźnie




Ilu przyjaciół potrzebujemy? Rzecz względna, zapewne. Ja akurat należę do tych, którzy potrzebują niewielu, za to sprawdzonych i solidnych. Wychodzę z założenia, że lepiej mieć 5 dwudziestogroszówek niż 100 groszówek. Właściwie łapię się na tym, że tę zasadę stosuję (a przynajmniej staram się) ogólnie w kwestii posiadania. Po co rozmieniać się na drobne? Lepiej mieć mniej a lepiej. No chyba, że chodzi o książki: tu lubię i dobrze i dużo. Bez ograniczeń. 

Po krótkim wstępie zapraszam zatem Was zatem, prawie premierowo na - uwaga, uwaga -post kosmetyczny. Prawie, bo jest to prawdopodobnie drugi, w mojej kilkuletniej błyskotliwej karierze blogerskiej, post o takiej tematyce.

Tym razem lekcje odrobiłam. Przejrzałam Pinterest i Instagram w poszukiwaniu "inspiracji" (po co wyłamywać drzwi już otwarte?), złapałam orient w trendach "fotografii kosmetycznej" i lifestyle'owej i oto prezentuję Wam moje wariacje w temacie.

Obowiązkowo tło "marmurowe" (w większości przypadków okelina marmur imitująca, jak się okazuje), jakiś rzucony szaliczek, kolorowy magazyn i tło dla flatlay'a gotowe. Dla niewtajemniczonych w insta kuluary szybciutko tłumaczę, że





#flatlay to takie zdjęcie zrobione z góry przedmiotom, które zebrałaś 
w jakąś mniej lub bardziej spójną całość i położyłaś na jakimś tle 
(najbardziej pożądane są: marmur, długowłose futro, czy też 
ostatnio, koc z wełny czesankowej dziergany na rękach, tudzież świeżo wymiętolona pościel, lniana oczywiście).
Istotne jest również to, by były to przedmioty ładne i modne,  
najlepiej drogiei markowe. 



Ok, no to zaczynamy!

Jeśli chodzi o kosmetyki kolorowe, i generalnie sprawy około-urodowe, uważam się za minimalistkę. Dajmy na to moje brwi, które są regulowane z częstotliwością burz piaskowych w Seattle i to tylko wtedy, gdy w drzwiach stanie moja przyjaciółka (uściski Martuś) uzbrojona w pęsetkę. Nie ma już wtedy dla mnie ratunku. 

Inny przykład? Profesjonalny makijaż. Miałam takowy zrobiony raz w życiu. Z łapanki. Przed ślubem mojej kuzynki (bo na swój osobisty ograniczyłam się do radosnej twórczości własnej). Makijaż był profesjonalny w tym sensie, że zrobiony przez kogoś, a konkretnie przez panią, która pewnego dnia stwierdziła, że oto zostanie makijażystką, zupełnie na tej samej zasadzie jak w przypadku blogerek wnętrzarskich, które pewnego dnia postanawiają zostać dekoratorkami wnętrz. Och, nic nowego, wszak nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera. 

Dodam jeszcze, że przez 40 lat życia nie miałam jakoś czasu i sposobności znaleźć się w gabinecie kosmetycznym. Przemilczmy. 

I jeszcze jedna perełka: manicure. Nie pozwalam nikomu grzebać przy moich paznokciach, przedłużać, przyklejać, odklejać, zdrapywać, masakrować. Nie, bo nie. Niereformowalna jestem w tej kwestii zupełnie. Ot, dziwak taki.

 Ten mój minimalizm w większości przypadków nie wynika z jakiejś awersji czy innego buntu (no chyba, że w przypadku paznokci), tylko po prostu z lenistwa. Brutalna prawda.

Im bardziej w lata idę, tym bardziej robię się leniwa w tej kwestii. Zupełnie jak w "Ciekawym przypadku Benjamina Button'a" sekwencja zdarzeń jest odwrócona. Bo im człowiek (znaczy się kobieta) starszy, tym więcej wysiłku i starań powinien wkładać w ukrycie tego i owego, bo, nie oszukujmy się, co było a nie jest to se ne wrati. A ja oczywiście sunę w odwrotnym kierunku.
Bo im starsza jestem, tym bardziej mam w poważaniu co kto o mnie pomyśli. I czy się komuś podobam czy nie. 

I couldn't care less

Nie znaczy to wcale, że kosmetyki mnie nie obchodzą. Obchodzą, i to bardzo! Próbuję, sprawdzam   i szukam. Szukam, aż do momentu gdy znajdę to, co na daną chwilę odpowiada mi w 100%, coś co spełnia moje oczekiwania i potrzeby. A jeśli już znajdę to trzymam się tego wiernie, bywa, że przez długie lata, zgodnie z zasadą: 

lepsze wrogiem dobrego.

Zapytacie czym ten mój minimalizm się przejawia? Po pierwsze kupuję dany kosmetyk tylko wtedy, gdy poprzedni się skończył lub gdy rodzi się potrzeba zakupu czegoś, czego akurat nie mam. Nie kupuję czegoś tylko dlatego, że akurat jest promocja. W 80% trzymam się marek już wypróbowanych - jeśli jakiś kosmetyk robi to, co chcę, żeby robił, nie widzę powodu do zmian ani 
eksperymentów. Także, ten tego, wyprzedaże i obniżki nie są dla mnie powodem wystarczającym.

Cały mój makijażowy zasobnik mieści się w koszyczku 10x15 a połowa jego zawartości jest używana od wielkiego dzwonu. Dzwon nie bije często. To znaczy bije, ale ja nauczyłam się go ignorować. Jak wiele innych rzeczy.

Nie, no pewnie, że czasami przychodzi mi ochota na taki makijaż full opcja, na takie wypacykowanie z efektem fotoszopa. I wtedy odpalę sobie jakiś tutorialik na ju tiu bie. 

I przeżywam szok podwójny. 

Najpierw, gdy okazuje się, że na codzienny makijaż do pracy (wiecie, taki typu make-up-no-make-up) potrzebuję 20 minut (!). To której ja miałabym niby wstawać? Potem, gdy widzę efekt before i after. Serio dziewczyno? Tak wyglądasz przed makijażem? No sorry, to ja jestem o dwadzieścia lat starsza i moja cera jest w lepszym stanie. Co ty sobie zrobiłaś?

I w tym momencie właśnie jestem skutecznie wyleczona z chęci fotoszopowania się. Bo wychodzi na to, że aż tak wielkiej potrzeby nie ma. Poza tym nie wiem czy mam ochotę tracić cenne minuty snu (który jak wiadomo najlepiej służy cerze) na fałszowanie faktów. Jest jak jest, lepiej już nie będzie :-) Pogodzona zupełnie z sytuacją wprawnie wdrażam mój program minimum, który jednakże zasadza się na trzech bardzo prostych zasadach, które pozwalają uzyskać efekt maksimum.

one

mniej znaczy więcej

dwa

make it simple

drei

zero kompromisów w kwestii jakości





Moje absolutne numero uno

podkład Double Wear Estee Lauder

Na chwilę obecną (a chwila ta trwa już kilka lat) jest dla mnie bezkonkurencyjny. Otrzymuje ocenę celującą za:

  • trwałość (od rana do wieczora, nic się z nim nie dzieje, po prostu jest tam, gdzie być powinien)
  • konsystencję (jest na tyle płynna, że pozwala na idealne dozowanie i aplikację)
  • krycie bez efektu maski ( dla kogoś, kto ma cerę naczynkową i plamy słoneczne jest to bardzo ważne)
  • cenę (uważam, że przy takiej jakości produktu nie jest wygórowana)
  • opakowanie (może najmniej ważne, ale buteleczka jest zarówno elegancka jak i praktyczna)

Miejsce drugie: 

tusz 2000 calorie Max Factor

Przyjaźnimy się już od ponad dziesięciu lat. Właściwie używam go zamiennie z jego młodszym bratem Masterpiece - oba są rewelacyjne. Przy moich rzęsach w wersji minimum naprawdę robią niezłą robotę. Ocena bardzo dobry plus za:

  • wydłużenie
  • pogrubienie
  • wydajność
  • cenę

Miejsce drugie ex aeuqo zdobył

 cień Bourjois

Właściwie w kategorii kosmetyków ze środkowej półki marka ta jest zdecydowanie moim faworytem.  Wypiekane cienie, róże i pudry są naprawdę świetne! Ja szczególnie upodobałam sobie cienie, bo jako jedne z niewielu, nie "kulkują" się w zagłębieniu powiek. Kto ma oczy głęboko osadzone, ten wie jakie to ważne i trudne w realizacji :-)
Ocena celująca za:
  • wyjątkową trwałość
  • wydajność
  • praktyczne pudełeczko z naprawdę dobrym aplikatorem
  • łatwość aplikacji


Miejsce trzecie

puder w kuleczkach Perfecta Dax Cosmetics

W tym miejscu muszę pochwalić naszą rodzimą markę kosmetyczną. Próbowałam kilku innych rzeczy i naprawdę dają radę. Baza pod makijaż tej firmy jest bardzo godna uwagi. Marka nie jest rozbuchana marketingowo (w przciwieństwie do innych polskich, gorszych jakościowo marek), ale zdecydowanie jest warta wypróbowania. Puder w kulkach otrzymuje ocenę bardzo dobrą plus za:

  • łatwość aplikacji
  • wydajność (wow!)
  • trwałość
  • delikatny efekt
Najczęściej stosuję go wieczorem, kiedy trzeba przeprowdzić małą aktualizację codziennego makijażu, przed wyjściem do teatru chociażby. Do pracy niekoniecznie, bo efekt "glow", ustalmy, raczej do pracy się nie nadaje. 

Do pracy natomiast stosuję, i bardzo lubię, mineralny puder sypki Revlon Color Stay Aqua. Tak naprawdę jest to regularny podkład w proszku, nakłada się go małym pędzelkiem i w kontakcie ze skórą zamienia się on w płynną warstewkę. Niestety, przy mojej bardzo suchej cerze nie wygląda to najlepiej, ale jako puder do wykończenia i utrwalenia makijażu (polecam pędzel typu kobo) sprawdza się idealnie. Polecam!


Przy okazji nie omieszkam polecić Wam dwóch innych produktów, z których jestem bardzo zadowolona, pomimo, że są to produkty bardzo taniej marki Cover Girl. Krem CC pod oczy (korektor+serum) działa cuda! Doceniam przede wszystkim  to, że mam dwa produkty w jednym i rano, kiedy czas jest na wagę złota, łapię dwie sroki za ogonki. I mocno trzymam!

Drugi produkt tej samej marki (halo! zdjęcie mi się rozmazało!) to pisak do ust. Świetna rzecz! Nie mam jakoś przekonania do szminek (a raczej mam uraz), a chciałam spróbować czerwieni, takiej nienachalnej, codziennej, ale w razie potrzeby, również wieczorowej. Pisak sprawdza się świetnie, bo wtapia się w skórę ust pozwalając nam udawać, że I woke up like this i to jest mój naturalny kolor. 

I to chyba byłoby wszystko. Ach, zapomniałabym o szczoteczce do makijażu! Poznałyśmy się jakis miesiąc temu i wiecie co? Chyba jest chemia między nami. Oval make-up brush jest nie tylko ładnym gadżetem. Spróbujcie koniecznie!

Musicie mi wybaczyć, że kosmetyki noszą ślady użytkowania i nie są wyglancowane. Ja je używam na co dzień i opakowania po prostu się brudzą, same wiecie jak jest, a że nie są to produkty od reklamodawcy świeżo wyjęte z pudełka tuż przed "sesją", efekt jest taki a nie inny. Rozumiem, że osoby o wysokiej insta-wrażliwości mogą się poczuć zniesmaczone. Not my problem :-)

Jeśli napiszecie o swoich kosmo-faworytach będę wniebowzięta! Na pewno macie choć jeden kosmetyk, który używacie od lat i nie zamieniłybyście go na żaden inny!

Buziaki XOXO

Do następnego razu!






Komentarze

  1. Ja uwielbiam szminki Inglot, ale pisak mnie zaintrygował. A szczoteczka jest obłędna!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha:) Bardzo lubię Twoje posty, zwykle nie zostawiam śladu bo czytam je z dużym opóźnieniem:)) I wtedy już głupio.. Ale dziś muszę:) - bardzo się cieszę, że jest Osoba, która również nie lubi kombinacji paznokciowych!! Doceniam ich piękno u innych, ale sama ... wolę.. nie:) W ogóle pod każdym Twoim słowem z dzisiejszego posta podpisuję się obiema dłońmi:)) Dzięki za polecenie pisaka i podkładu, brzmią interesująco:) Pozdrowienia serdeczne Madziu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym bardziej mi miło, że tym razem zostawiasz kilka słów:-) dziękuję:-) w temacie paznokciowym powiem tak: mi nawet u innych się nie podoba i pewnie dlatego nawet nie mam ochoty próbować, nic nie poradzę. pozdrawiam cieplutko!!

      Usuń
  3. Podkład firmy Rimmel i cienie Inglot:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inglot zdaje się daje radę:-) trzeba będzie wypróbować:-)

      Usuń
  4. I jak ja mam tu i teraz, używając klawiatury w telefonie, napisać wszystko to, co chcę napisać???
    Kocham kosmetyki, choć szczerze mówiąc moja miłość zawiera się DOKŁADNIE w ramach całego Twojego posta. I ani centa więcej. Kosmetyczka, paznokcie, zawartość szuflady - dokładnie jak u Ciebie. Max Factory 2000... A są inne?:-) To cała ja. Wyjątek zrobiłam dla makijażu profesjonalnego - wizyt 1 plus dzisiejsze warsztaty. Bo lubię i chciałam nauczyć się trików, które pozwolą mi w ciagu 4 min porannych niezbednosci przed lustrem ukryć niedostatki snu.
    Ostatnio odkryłam kreskę i flamaster do brwi z Catrice - w końcu nie widać, że moje brwi są kolorowane:-) Świetne. Po warsztatach makijażu mam oczywiscie całą listę kosmetyków do nabycia, ale z pewnością zacznę od bronzera BAHAMA MAMA z The Balm i... maski pod oczy z Ziaji:-) Acha, no i min. 6,5 godziny snu na dobę, w porywach do 7 :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha ha, z tym tuszem to się uśmiałam! Maskę pod oczy wypróbuję na pewno, bo skurat w tym temacie ciągle pisxukująca jestem. Buziaki!

      Usuń
  5. Magda, zanotowane:)Te covergirl-szczegolnie.

    Z calym przekonaniem moge Ci polecic tusz do rzes, L'oreal, False lash, telescopic, genialny jest!
    Paznokcie daje sobie zrobic dwa razy w roku, musze. A na co dzien, czyste, krotko obciete.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za polecenie! Prxy okazji wypróbuję. Uściski!!

      Usuń
  6. Jak dobrze, że nie jestem sama - też w życiu nie byłam w salonie kosmetycznym :D Moje kosmetyki obecnie (kiedyś było tego dwie szuflady lekko) mieszczą się w niewielkiej kosmetyczce, którą mam zazwyczaj przy sobie. Dlaczego? Bo rano szkoda mi cennego czasu na sen :) Maluję się dopiero w pracy i to tylko wtedy jak muszę iść do przełożonych coś załatwić :D
    Moje sprawdzone - podkład True Match L'Oreal, tusz Rimmel X Volume waterproof i cienie Inglot. Ciągle szukam czegoś super pod oczy. Sprawdzę to co poleciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pewnie, że we dwójkę zawsze raźniej:-) a z tym makijażem w pracy-też bym tak chciała:-) mogłabym w sumie malować się stojąc w korku, ale jakoś jeszcze tego nie opanowałam😀

      Usuń
  7. Powiem szczerze, że jeżeli chodzi o szminki, kredki, podkłady, tusze do rzęs to.....? Nie mam ani jednego z tych gadżetów. Brutalna prawda, ala tak to właśnie u mnie wygląda. Lakier do paznokci i owszem, coś tam mam, chociaż maluję tylko na czas urlopu. Nie lubię podobnie jak Ty grzebania mi w paznokciach, także mam najczęściej króciutkie, taka żadna prawdziwa kobieta ze mnie... Za to brewki muszę mieć wyregulowane co dwa tygodnie! hehe! O to dbam, regularnie odwiedzam moją turecką fryzjerkę, bo włosy, co będę ściemniać - kamuflowanie siwizny, to moja obsesja...

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeśli chodzi o kosmetyki tego typu to ja jestem minimalistką ;p Nic wyszukanego,nic super ekstra wystrzałowego ani z górnej półki-cenowej ;p Moja paleta cieni do powiek to 3 odcienie jednego koloru- beż, jasny beż,brąz ;o Ach i jeszcze pudrowy róż :)
    Nie to że nie lubię czy sknera jestem i żałuje kasy ,chyba większą wagę przywiązuję do kremów niż do upiększaczy ;p
    Bużka!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wygląda rewelacyjnie! Istne arcydzieło :-) Muszę spróbować jak najszybciej. Pozdrawiam i gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też u kosmetyczki jeszcze nie byłam. Kosmetyki stosuje i owszem ale bez przesadnego nadmiaru. Maska na twarzy mnie nie interesuje. w moim przypadku mniej znaczy więcej. Stawiam na subtelność. Mam kilka ulubionych kosmetyków ale i je zmieniam.
    Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja używam kosmetyki firmy Artistry - marka tak jak Lauder należy do marek prestiżowych :)Dodatkowo zadbałam o skórę zdrowym jedzeniem oraz piciem zdrowej, filtrowanej wody - ten rodzaj dbania o siebie zawsze będzie widoczny na buzi :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz