nie sprzątaj okruszków chleba ... drewniane podkładki z przesłaniem {DIY)




Jakoś tak wyszło, że obiecałam sobie dwa posty tygodniowo, co było dosyć naiwnym posunięciem, bo biorąc pod uwagę ilość moich zawodowych obowiązków w tym roku, należało raczej założyć sobie cztery posty miesięcznie. Znów popełniłam błąd z kategorii "pokaż, że jesteś w czymś dobry, a na pewno zostaniesz "doceniony" przez szefa". A jak wiadomo, docenienie przez szefa zazwyczaj oznacza dodatkowe obowiązki. Ale, nevermind, konsekwencja musi być: jest postanowienie, jest realizacja. Jest tylko jeden mały szkopuł: nie da się pisać tak na zawołanie. No może i się da, jeśli ktoś pisze teksty na zamówienie, płatne, z narzuconym tematem, z określonym terminem realizacji. 

W moim przypadku, i w przypadku mojego skromnego bloga lifestylowego z naciskiem na DIY (czyli, przypominam, o wszystkim i o niczym; generalnie dno) jest to jednak dosyć trudne, bo moje pisanie postów oparte jest w 99% na spontanie i luźnym, niczym nie skrępowanym werbalizowaniu myśli. Czym oczywiście nie przysparzam sobie przyjaciół w blogosferze, bo w blogosferze mało kto lubi kogoś, kto mówi szczerze co myśli, i do tego mówi prawdę. W realu zresztą też. Ałć!



To by było tyle tytułem wstępu, bo tak naprawdę to chciałam napisać o tym, że zupełnie nie miałam pojęcia o czym chcę dziś napisać. Pożaliłam się nawet mojej blogowej BFF (macie swoją blogową BFF? polecam taką instytucję!), że zupełnie nie mam weny. Mam zdjęcia, mam wolne popołudnie, nic tylko siąść i pisać, a pomysłu brak. Moja BFF stwierdziła, że ma to samo. Wtedy mnie olśniło, bo przypomniałam sobie słowa Szymborskiej o tym, że "życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze".

Skoro tak (inaczej mówiąc: w związku z powyższym) niech mój dzisiejszy dzień, a przynajmniej jego wycinek, będzie kanwą tegoż posta. A dzisiaj padał deszcz. Też mi coś! Zawołacie. Otóż, powiem Wam, gdy pada deszcz w Warszawie i  gdy jesteś człowiekiem dojeżdżającym do pracy trafia cię szlag. Podwójny, bo szlag trafia cię właściwie codziennie, ale gdy pada deszcz, to zamiast jechać do pracy 45 minut, jedziesz półtorej godziny. Literalnie, wszystko staje dęba. U Was też tak jest?

Do czego zmierzam? Oczywista sprawa - jeśli masz przed sobą perspektywę spędzenia półtorej godziny w samochodzie musisz coś z tym czasem zrobić. Gdy minie faza nr 1, czyli: k... ja p.....e jaki korek! spóźnię się do roboty i gdzie się pchasz ty idioto!, przechodzisz w fazę nr 2: p.....e to wszystko i wyprowadzam się do swojego domku na wsi , potem dziwnie spokojnie przechodzisz w fazę nr 3 i dzwonisz do pracy z wiadomością, że się spóźnisz (bo już jesteś pewna, że nie ma cienia szansy, że zdążysz), by w końcu przejść w fazę nr 4, czyli "pożytecznego" wykorzystania wolnego czasu, który zsyła ci los. 

Przeglądasz sobie wtedy instagrama, sprawdzasz pocztę, przeglądasz bloggera, znów przeglądasz instagrama, a gdy już masz po dziurki w nosie, bo nie możesz zrozumieć jakim cudem zdjęcie filiżanki kawy w otoczeniu jesiennych liści i sweterka (srylionowa identyczna kompozycja) osiąga 5 tysięcy lajków (z czego 4 i pół tysiąca z kont arabskich i hinduskich, a jak powszechnie wiadomo, ci Hindusi to uwielbiają sweterki, kawę i jesienne liście) to co robisz?

Słuchasz radia. Przeszukujesz stacje w celu znalezienia piosenki, którą mogłabyś sobie zaśpiewać w aucie na cały głos. Bo w domu od razu ci powiedzą: weź zrób coś dla muzyki i przestać spiewać! Czy oni naprawdę nie słyszą, że ja mam głos?! Pociągnę Rihannę, Beyonce i Irenę Santor! Mówisz - masz!

I przeszukuję tak sobie te stacje radiowe (a mam zaprogramowanych 6)  i natrafiam na rozmowę o tym, jak to pani Katarzyna T. postanowiła wspaniałomyślnie ponieść kaganek oświaty i nauczyć społeczeństwo polskie jak robić ładne (i autentycznie wyglądające (sic!)) zdjęcia. Pani redator, ubawiona po pachy, zwierza się, że jedna z porad szczególnie utkwiła jej w pamięci: "nie sprzątaj okruszków chleba". Nie sprzątaj okruszków chleba, bo zdjęcie twojej kromeczki, twojego wystylizowanego śniadanka będzie wyglądało bardziej autentycznie. Potem słyszymy niepohamowany śmiech całej redakcji i ubolewanie nad tym, jakie to książki teraz się "pisze".

Abstrahując już od faktu, że jednak człowiek czuje się podbudowany tym, że są gdzieś tam ludzie, którzy też zauważają tę degrengoladę, którzy myślą i widzą podobnie jak ty, i nazywają rzeczy po imieniu, i robią to publicznie, i sprawiają, że przestajesz się czuć jak kosmita, to chce się po prostu zawołać

#ratujmyksiążkiprzedzgonem

Jednak wiecie co ja sobie myślę? Może to nie jest taka głupia rada? Może obiekt, który chcemy uwiecznić na zdjęciu i pochwalić się nim przed światem powinien być fotografowany w jego naturalnym środowisku? Tak! To zdecydowanie jest genialne! Zatem, skoro ja chcę pokazać moje podkładki z plastrów drewna pomalowane farbą tablicową i ozdobione napisami to powinnam je zabrać do lasu i tam, w naturalnym środowiski, zorganizować im sesję zdjęciową? Ależ oczywiście, że tak! Mężu, jedziemy na grzyby!!







Po moim ostatnim DIY zostało mi trochę drewnianych krążków o wielkości idealnej na podstawki pod kubki tudzież lampki do wina (z naciskiem na lampki). Pomalowałam je ulubioną farbą, czyli tablicówką (z papieru samoprzylepnego wycięłam okrągły szablon). Wydrukowałam napisy, "lewą" stronę kartki pomalowałam kredą, przyłożyłam do krążka i ołówkiem odrysowałam wzór. Gotowe!


Jeśli zabezpieczycie powierzchnię lakierem to napis będzie wieczny, ale można też pozostawić podkładki takie, jakie są, w ten sposób będziecie mogły zmieniać napisy i grafiki wedle nastroju :-)




Wiecie co? Te drewniane krążki chyba mnie pochłonęły bez reszty! Mam już kolejny pomysł na ich wykorzystanie, zatem .... do następnego razu!

Pozdrawiam Was cieplutko i dziękuję, że jesteście!!

XOXO



Komentarze

  1. Przepiekne sa te podkładki <3 Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. drewniane podkładeczki sa bardzo wdzięczne tez mam parę różnej wielkości , uzywam do różnych celów , fajnie się Ciebie czyta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda, podkładka na muchomorze prezentuje się obłędnie:)
    Dawno się nie odzywałam, ale czytam cały czas.
    Marzena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenko, ogromne buziole Ci przesyłam. Dzięki, że jesteś!!

      Usuń
  4. Sposobu na zabezpieczenie podkładek lakierem nie znałam. Dziękuję za pomysł, w najbliższym czasie na pewno stworzy jakieś podkładki. Twoje wyglądają obłędnie na tle natury :). Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pięknie Ci dziękuję! zrób sobie takie koniecznie, naprawdę cieszą oko. buziaki!

      Usuń
  5. Ta, niby weny nie ma, sruty pierduty :) nie zawsze się z Tobą zgadzam tak do końca, ale na tym poście się szczerze uśmiałam :) zdjęcia przepiękne!! A teraz idę wstawić na insta zdjęcie kawy i czekam na lajki od Hindusów :):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do końca nawet nie jest wskazane :-) Każdy ma swoje poglądy i przemyślenia i to jest ok :-) Cieszę się jednak bardzo, że się uśmiechnęłaś czytając dzisiejszy post. To dla mnie największy komplement. PS-na lajki of=d Hindusów nie ma co czekać, je trezba sobie kupić :-) pozdrawiam cieplutko!

      Usuń
  6. Podstawki są zabójcze.
    A co do szczerości w blogosferze - czy w życiu - bardzo sobie ją cenię. A wrogowie pojawiają się bez względu na to, czy człowiek jest szczery czy też nie. Taka to natura dzisiejszego człowieka.
    Pozdrawiam jesiennie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego wniosek, że i tak lepiej być szczerym. Buziaki!!!!

      Usuń
  7. Uwielbiam tu zaglądać, świetny tekst, a zdjęcia obłędne:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj
    Jak to kiedyś powiedział nasz mądry Romantyk: ideał sięgnął bruku. Niestety przeglądając ksiegarniane półki możemy natknąć się na wspaniałe "dzieła" wszelakiej maści youtuberów i gwiazd instagrama. A o czym są te wybitne dzieła? Ano o niczym. Przykre, że w dzisiejszym świecie są one "bestsellerami " No cóż jest podaż i jest popyt. Ja w każdym razie takich ksiażek nie kupuję.
    Podkładki super.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że aż tak jest źle, wybieram ostatnio małe księgarenki, nie tak komercyjne jak empik, więc nie wiedziałam, że skala procederu jest aż taka. Myślę sobie, że niestety to świadczy u wielkim zubożeniu intelektualnym naszego społeczeństwa i nawet odwróciłabym kolejność: jest popyt, jest podaż, bo skoro zanjdują się amatorzy takich pseudo-książek to i zaraz znajdzie się ktoś, kto na tym będzie chciał zarobić. Ściskam i dziękuję za wizytę :-)

      Usuń
    2. Blogerzy, vlogerzy, youtuberzy, instagramerzy... Jest już wszystko, tylko książek do czytania nie ma ;)

      Usuń
    3. Teraz są pseudo książki do oglądania :-)

      Usuń
  9. Te podkładki to strzał w dziesiątkę. Ich piękno tkwi w prostocie!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz