Jak (nie) wychować Master Chef'a czyli sezon na szpargały aka szparagi
Pytanie numer jeden: sezon na szparagi uważamy za otwarty, prawda? Pytanie numer dwa: czy jest tu ktoś, kto pamięta swoje pierwsz szparagi ever?
W moim domu rodzinnym szparagów nie jadało się, więc niestety nie mogę uraczyć Was tkliwymi wspomnieniami obiadków z tym warzywem w roli głównej. W sumie całkiem nieźle się złożyło, bo zapewne dziś miałabym szparagowy uraz, tak jak mam uraz kaszo-mannowy. A tak, urazu nie mam. Podobnie jak nie mam urazu szpinakowego/brukselkowego/brokułowego.
W moim domu rodzinnym szparagów nie jadało się, więc niestety nie mogę uraczyć Was tkliwymi wspomnieniami obiadków z tym warzywem w roli głównej. W sumie całkiem nieźle się złożyło, bo zapewne dziś miałabym szparagowy uraz, tak jak mam uraz kaszo-mannowy. A tak, urazu nie mam. Podobnie jak nie mam urazu szpinakowego/brukselkowego/brokułowego.
Generalnie, jeśli chodzi o warzywa, to jadaliśmy po prostu to, co rosło w naszym lub Dziadków ogródku. W związku z powyższym (o! i tu moge rozwinąć szkrzydła nostalgii) do dziś pamiętam smak młodziutkiej marchewki z grubsza oczyszczonej z piasku, chrupiącej kalarepy, słodziutkiej botwiny, kalafiora polanego masełkiem i bułką tartą, świeżo tartego chrzanu, który łzy z oczu wyciskał, twarożku z rzodkiewką ostrą, że aż gębę wykręcało, nie wspominając o szczawiu!
Jakoś tak wyszło, że nie było u nas miejsca na te mniej wyraziste warzywa. Szpinak? Brukselka? Brokuły? A co to? Zapytałabym wtedy, dziś zdecydowanie wchłaniam wszystkie.
Jakoś tak wyszło, że nie było u nas miejsca na te mniej wyraziste warzywa. Szpinak? Brukselka? Brokuły? A co to? Zapytałabym wtedy, dziś zdecydowanie wchłaniam wszystkie.
Jeśli chodzi o pytanie numer jeden to odpowiedź może być tylko jedna: tak, tak, tak! Z pytaniem numer dwa mogę mieć mały problem, bo daty i godziny mojego pierwszego szparaga nie pamiętam, ale pamiętam dokładnie, że tego nie planowałam. Planowałam za to na obiad fasolkę szparagową, za którą wszyscy przepadamy.
Posłałam więc naszą jedyną latorośl do pobliskiego sklepu.
Był to może okres późna podstawówka/wczesne gimnazjum. Z czym wrócił do domu nie muszę chyba pisać :-) Albo napiszę. Wrócił z, cytat: "szpargałami". No, ale narzekać nie mogę. Był czas, żeby przywyknąć. W końcu kiedyś posłałam po pora, dostałam cebulkę dymkę. Całkiem niedawno (serio!) posłałm po mąkę ziemniaczaną. Jak przebiegła misja? Okazało się, że mąki tartej (sic!) nie było, więc jako zamiennik otrzymałam .... bułkę tartą. W sam raz do klusek śląskich, a jakże!
Broń Boże nie narzekam! To są mega zabawne sytuacje, które składają się na katalog naszych rodzinnych anegdot. Ot, takiego to anty master chef'a sobie wychowałam. Bo zamiast zachęcać do pichcenia pozwalałam, by biegał godzinami po podwórku uzbrojony po zęby w plastikowe karabiny. O zgrozo! Pozwalałam się chłopcu bawić w strzelanki. No i teraz mam dziecko w szkole wojskowej!
Bo zamiast obierać z mamusią ziemniaki, siedział godzinami zagrzebany w Lego technic. No i masz babo placek - będzie inżynier :-) Przyznam się Wam jeszcze do czegoś strasznego. Moje dziecko nie latało z jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie. Nie miało czasu wypełnionego po brzegi. Jeśli chodził na jakieś zajęcia to tylko na takie, które sam sobie wybrał, i tak długo, jak sam tego chciał. Może trudno to sobie wyobrazić, ale moje dziecko miało prawo do.... nudzenia się. Co prawda, nigdy nie powiedział: "mamo, tato, nudzi mi się", ale gdyby tak było, to nie stawałabym na głowie, żeby zapewnić mu rozrywkę.
Nic nie zabija kreatywności bardziej, niż organizowanie dziecku czasu od rana do wieczora.
Nuda jest dobra! Szczególnie dla dzieci w wieku szkolnym i nieskromnie stwierdzę, że mam na to, dwudziestoletni już prawie, dowód. Trzy instrumenty, kilka dyscyplin sportowych, dwa języki, mega ścisły umysł, pasja fotograficzna i astronomiczna. Bo sekret polega w tym, by pokazać, w którą stronę patrzeć a nie co widzieć. O! Tak się wymądrzyłam!
A na deser mam dla Was moj sposób na szybkie danie kolacyjne bądź też dodatek do obiadu:
#zieloneszparagizapiekanezboczkiem
A jaki jest Wasz ulubiony sposób na szparagi? Podzielcie się koniecznie przepisem!
A jeśli macie ochotę to podzielcie się również Waszym przepisem na mądre wychowywanie. Podyskutujmy i na ten temat!
Sto buziaków!!!
XOXO
PS - potrafi zagotować wodę, zrobić tosty i grzanki i kawę z ekspresu. Jest moc!
Posłałam więc naszą jedyną latorośl do pobliskiego sklepu.
Był to może okres późna podstawówka/wczesne gimnazjum. Z czym wrócił do domu nie muszę chyba pisać :-) Albo napiszę. Wrócił z, cytat: "szpargałami". No, ale narzekać nie mogę. Był czas, żeby przywyknąć. W końcu kiedyś posłałam po pora, dostałam cebulkę dymkę. Całkiem niedawno (serio!) posłałm po mąkę ziemniaczaną. Jak przebiegła misja? Okazało się, że mąki tartej (sic!) nie było, więc jako zamiennik otrzymałam .... bułkę tartą. W sam raz do klusek śląskich, a jakże!
Broń Boże nie narzekam! To są mega zabawne sytuacje, które składają się na katalog naszych rodzinnych anegdot. Ot, takiego to anty master chef'a sobie wychowałam. Bo zamiast zachęcać do pichcenia pozwalałam, by biegał godzinami po podwórku uzbrojony po zęby w plastikowe karabiny. O zgrozo! Pozwalałam się chłopcu bawić w strzelanki. No i teraz mam dziecko w szkole wojskowej!
Bo zamiast obierać z mamusią ziemniaki, siedział godzinami zagrzebany w Lego technic. No i masz babo placek - będzie inżynier :-) Przyznam się Wam jeszcze do czegoś strasznego. Moje dziecko nie latało z jednych zajęć pozalekcyjnych na drugie. Nie miało czasu wypełnionego po brzegi. Jeśli chodził na jakieś zajęcia to tylko na takie, które sam sobie wybrał, i tak długo, jak sam tego chciał. Może trudno to sobie wyobrazić, ale moje dziecko miało prawo do.... nudzenia się. Co prawda, nigdy nie powiedział: "mamo, tato, nudzi mi się", ale gdyby tak było, to nie stawałabym na głowie, żeby zapewnić mu rozrywkę.
Nic nie zabija kreatywności bardziej, niż organizowanie dziecku czasu od rana do wieczora.
Nuda jest dobra! Szczególnie dla dzieci w wieku szkolnym i nieskromnie stwierdzę, że mam na to, dwudziestoletni już prawie, dowód. Trzy instrumenty, kilka dyscyplin sportowych, dwa języki, mega ścisły umysł, pasja fotograficzna i astronomiczna. Bo sekret polega w tym, by pokazać, w którą stronę patrzeć a nie co widzieć. O! Tak się wymądrzyłam!
A na deser mam dla Was moj sposób na szybkie danie kolacyjne bądź też dodatek do obiadu:
#zieloneszparagizapiekanezboczkiem
Co będzie potrzebne?
(dla dwóch osób)
porcja szparagów (14 szt)
4 plastry boczku
2 gałązki rozmarynu
łyżka masła
parmezan
Jak to robię?
Szparagi dokładnie myję. Odłamuję zdrewniałe końcówki. Związuję szparagi bawełnianą nitką i gotuję ("na stojąco") w osolonej wodzie przez ok.5 minut. Odcedzam, studzę. Dwa plasterki boczku układam "na zakładkę", żeby uzyskać dłuższy plaster. Owijam porcję szparagów (7 szt) boczkiem, dodaję gałązkę rozmarynu. Układam szparagi w naczyniu żarodopornym, posypuję parmezanem, dodaję masło. Zapiekam przez ok 20-25 min (do momentu aż boczuć będzie ładnie zrumieniony) w piekarniku nagrzanym do 180 st. Podaję ciepłe jako dodatek do obiadu lub z bagietką na kolację. Polewam kremowym octem balsamicznym. Pycha!!!!
A jaki jest Wasz ulubiony sposób na szparagi? Podzielcie się koniecznie przepisem!
A jeśli macie ochotę to podzielcie się również Waszym przepisem na mądre wychowywanie. Podyskutujmy i na ten temat!
Sto buziaków!!!
XOXO
PS - potrafi zagotować wodę, zrobić tosty i grzanki i kawę z ekspresu. Jest moc!
Ta marchewka prosto z ziemi i ostra rzodkiewka, to też smaki mojego dzieciństwa, za każdym razem jak kupuję rzodkiewkę w sklepie to się później wściekam, bo smakuje zupełnie, jak skisła szmata. W tym roku sieję sama i będę wcinać prosto z grządki :) co do szparagów przepis na pewno wypróbuję, brzmi pysznie, u mnie króluje zupa krem szparagowa robiona przez babcię, ale jaki jest przepis - zabij mnie, nie wiem. Podejrzewam, że to są po prostu zblendowane szparagi ze słoika z przyprawami. Do tego koniecznie taki chrupiący groszek, ale ten drobny, nie ptysiowy. Babcia też podaje szparagi ze słoika zawinięte w szynkę parmeńską, ot tak. A co do inżynierów wychowywanych z dala od garów, to mam takiego w domu (męża czyli), ciężko go zagonić do różnych "babskich" obowiązków, no bo tak wychowany, czasem mam trochę żal do teściowej, ale z drugiej strony jest złotą rączką, co sobie bardzo cenię, więc z dwojga złego wolę niegotującą złotą rączkę, niż odwrotnie. Nie to, żeby wodę na herbatę przypalał, kilka razy coś mi ugotował i nawet było pyszne. Legenda głosi, że są gdzieś gotujące złote rączki, ale nie wiem, nie znam ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńI ja nie znam, ha ha ha. Nie można mieć wszystkiego i nie ma co się przy tym upierać, bo i po co? Co do rzodkiewki ze sklepu - to ona tylko wyglada jak rzodkiewka, taka własna prosto z grządki to zupełnie co innego! Pozdrawiam serdecznie!
UsuńMoja przygoda ze szparagami zaczęła się ....w zeszłym roku:))Była to tarta i zupka krem ,jakiegoś szału smakowego nie doznałam ,ale na pewno do powtórzenia:)))U mnie tak jak u Ciebie to córy decydowały na jakie zajęcia chcą chodzić,my tylko zapewnialiśmy dowózkę i kasę na to:)))Jak do tej pory radzą sobie nieźle,dwie starsze już na swoim ,najmłodsza na drugim roku studiów :))Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńSzparagi mają bardzo delikatny smak i za to je lubię :-) I do tego jakoś tak fajnie wygladają. Pozdrawiam serdecznie!!
UsuńJa swoje pierwsze zjadłam całkiem niedawno- przepis ani Lewandowskiej na szparagi z szynka parmenska. Najbardziej zachwycona była moja mam ;-)
OdpowiedzUsuńCo do dzieci. W domu mam trzylatke. I póki co to ja staram się angażować w jej zabawy, a nie na odwrót. Jej inwencja mnie zaskakuje i mam nadzieje, ze tak pozostanie ;-)
Dzieciaki mają niesamowitą wyobraźnię, wązne by jej nie ograniczać, to na pewno rozwinie się w dobrym kierunku :-) pozdrawiam serdecznie!
Usuńo, a ja pamiętam moje pierwsze szparagi w zyciu, bo było to w zeszłym roku. Naprawdę! Nie wiem czemu tak późno, bo zakochałam się w nich po uszy i tylko czekam, aż sezon ruszy w pełni!
OdpowiedzUsuńPs. A co do zajęć pozalekcyjnych i nudy - zgadzam się z Tobą w 100% :)
Szparagi i nuda - to jest to :-) buziaki!
UsuńMoje pierwsze szparagi zjadłam właśnie tutaj, 25 lat temu do tyłu, w Niemczech. Była to zupa kremowa szparagowa, którą przygotowała moja Teściowa...Nie powiem, żebym była nią zachwycona, ale... Potem spróbowałam szparagi w zalewie, gotowe, kupione w sklepie i stwierdziłam, że mogę je jeść nawet bez niczego! Następnym krokiem było jak spróbowałam świeże z sosem holenderskim i od tej pory jak zaczyna się sezon - nie ma mocnych, muszą być u nas na stole!:)
OdpowiedzUsuńFakt, szparagi u Niemców są niezywkle popularne i obowiązkowa z sosem holenderskim ;-) tez przeszłam ten etap :-)
UsuńSzparagi u mnie zaledwie od kilku lat, ale kocham je miłością zupełną:) Sezon tez się już u mnie zaczął. Robię różne potrawy ze szparagów ( ostatnio zupę szparagowo-brokułową robiłam), ale najbardziej lubię zapiekane w piekarniku z oliwą z oliwek i boczkiem , tak jak u Ciebie.
OdpowiedzUsuńA przepisu na idealne wychowanie nie mam...ciągle się uczę błędy popełniam, ale kocham te moje córy takie jakie są bo są wyjątkowe, jak każdy z nas:)
Pozdrawiam ciepło i serdecznie.
Jadłam kiedyś szparagową zupę - była przepyszna :) Teraz mamy w domu przefiltrowaną wodę z filtra na ujęciu wody w sam raz na tą delikatną zupę :)
OdpowiedzUsuńU nas w rodzinie jakoś nie okazuje nikt ciągot do tego warzywa ;p Ja chyba zniesmaczyłam się bo trafiłam na jakieś mocno łykowate i takie tfu -nic szczególnego ;p Ale pewnie te młode i dobrze przyrządzone są fantastycznym przysmakiem- tak mniemam ;p
OdpowiedzUsuńUwielbiam szparagi! A te na zdjęciach wyglądają przepysznie!:)
OdpowiedzUsuń