Pamiątki z podróży. Chimney cake BIY.
Kanapka z łososiem na targu rybnym w Bergen (bagatela 50 NOK czyli 25 zyla). Wiadomo,
smakować musi. Kanapka śledziowa w Kopenhadze. Najlepiej mi smakuje nasz "polski"
śledzik. Kawior z tubki w Sztokholmie. Generalnie rzecz biorąc - fanką kawioru nie jestem.
Uważam, że jest przereklamowany. Paella "na bogato" w Lizbonie. Pycha! Tapas
w Barcelonie. Małe rozczarowanie. Fish and chips w Londynie. Yes yes yes!
I mogłabym tak jeszcze długo, ale nie o to chodzi by wymieniać teraz wszystkie pozycje naszego
podróżniczego menu. Chodzi o ten fakt, że podróże o idealna okazja do spróbowania lokalnej
kuchni, nowych smaków, często dla nas obcych. Bo czyż nie jest tak, że tort Sachera smakuje
najlepiej we Wiedniu a pizza gdzieś w małej pizzerii w Pizie? Ja uważam, że dokładnie tak jest!
I nawet sam Hans Kloss miał podobne zdanie w tej kwestii :-)
Ale uprzedzam, jeśli chcecie sprawdzić, czy rzeczywiście najlepsze kasztany są na placu Pigalle
możecie się mocno rozczarować. Ich brakiem.
Bo na ten niepowtarzalny smak składa się tak wiele rzeczy! Nie tylko walory kulinarne, ale cała
atmosfera, którą chłoniemy podczas podróży, poczucie tego, że właśnie dorzucamy coś nowego do
naszego bagażu doświadczeń i wspomnień. Do kolekcji pamiątek. Jedynej i niepowtarzalnej. Bo
wiecie, ja kolekcjonuję smaki. Z podróży przywożę zawsze kubek, kolczyki i smaki.
I zdjęcia.
A dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo mam dziś dla Was przepis, który jest właśnie taką podróżą
kulinarną. I choć uważam, że smaków spróbowanych "tam" nie da się do końca odtworzyć "tutaj",
to jednak nic nie stoi na przeszkodzie aby próbować. Prawda?
Chimney cake, czyli kurtosz bo o nim mowa (pozwólcie, że nie będę łamać sobie klawiatury na
oryginalnej węgierskiej pisowni) to drożdżowe ciacho w kształcie...rurki. Długie paski ciasta
drożdżowego nawija się na coś w rodzaju tuby, opieka nad rozżarzonym węglem polewając
roztopionym masłem. Pycha!
Swojego pierwszego chimney cake'a jadłam wiele lat temu w Budapeszcie a "naszło" mnie znów
zeszłej zimy na jarmarku bożonarodzeniowym w Innsbrucku. Bo ten deser o rodowodzie
rumuńsko-węgierskim jest już do kupienia w każdym większym mieście.
Czy da się zrobić kurtosza w domu? Powiem tak: nie jest to niemożliwe :-) Skoro nawet mi udało
się przy pierwszym podejściu zrobić coś bardzo zbliżonego w kształcie i nawet w smaku to rzecz
do trudnych nie należy. Niestety pominęłam polewaniem masłem :-)
Co będzie potrzebne?
rolki po ręcznikach papierowych
folia alu
o,5 kg mąki pszennej
3 łyżki cukru pudru
25 g drożdży
szczypta soli
2 jajka
200 ml mleka (ciepłego)
80 g masła (roztopionego)
cukier cynamonowy
3 łyżki roztopionego masła
Jak to się robi?
Drożdże rozcieramy z mąką, odrobiną cukru i mleka. Odstawiamy na kwadrans. Po tym czasie
dodajemy resztę składników i wyrabiamy ciasto. Odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu,
w naoliwionej misce. Po ok. godzinie wyjmujemy ciasto z miski (powinno być trochę klejące)
i wyrabiamy jeszcze przez chwilkę. Dzielimy ciasto na równe części (ok 7-10 kawałków).
Każdy kawałek rolujemy, tak aby uzyskać dosyć długi wałek. Ponieważ ciasto jest bardzo elastyczne
można po prostu je rozciągać aż do uzyskania wałeczka. Rolki papierowe owijamy szczelnie folią
aluminiową. Na to nawijamy rolki ciasta. Smarujemy roztopionym masłem, obtaczamy w cukrze
cynamonowym. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 190 st. przez ok. 15 minut lub
do zrumienienia. Ja piekłam je bezpośrednio na ruszcie, odwracając od czasu do czasu.
Wcinamy ciepłe :-) Z sosem karmelowym :-)
A jakie są Wasze smaki z podróży? Co wspominacie najchętniej
i najczęściej? Próbowałyście kiedyś odtworzyć takie kulinarne
wspomnienia? Macie jakieś sprawdzone przepisy?
Napiszcie koniecznie!
Milion uścisków!!
Do następnego!
XOXO
Mniam! ja pierwszy raz spróbowałam tego przysmaku w Pradze. Byłam zachwycona. Zgadzam się z Tobą także kolekcjonuje smaki z każdej podróży :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWygląda pysznie i na pewno takie jest. Zbyt wiele nie podróżowałam, ale mąż mnie zabrał do Barcelony. Jadłam tam churros, ale nie przypadły mi za bardzo do gustu.
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować.
Pozdrawiam.
Smaki,ach smaki... wspomnienia i smaki to najpiękniejszy album z podróży :) Dzikie szkockie łososie, broth,co to mnie najpierw szokowal,a potem uzaleznil, grecka chalwa, nakladany hermelin, tort Dobosa, żarkoje popijane zimnym sokiem z brzozy... I cały myk polega na tym,by tych smaków na siłę nie powtarzać 😉
OdpowiedzUsuńMmm... Wygląda apetycznie. Ja nigdy nie zapomnę smaku wiedeńskich lodów z małej cukierni. Wprawdzie lody to niezbyt austriacki przysmak ale wciąż je pamiętam jako najlepsze na świecie :) no i pań ladowal je na wafel taką wieeeelka łopatką! :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam kulinarne podróże <3 Twoje wspomnienia są bardzo smakowite, warto spróbować :)
OdpowiedzUsuńŚciskam serdecznie, Agness <3
Ach ,to był sos karmelowy!!!!!
OdpowiedzUsuńMusi być smaczne :)
To musi być pyszne.... A przygotowywanie, zawijanie, obtaczanie, cynamon... mmm... może w ferie mi się uda? Dzieci byłyby zachwycone (mniej mój rosnący brzuch, aż upewniałam się, czy czasem nie jestem w ciąży, ale z pewnością nie jestem!).
OdpowiedzUsuńA pamiątki z podróży... do dziś mam opakowanie po orzechowej kawie w ziarnach z USA i gałązkę lawendy z Prowansji. I masz rację, nawet najbardziej rozczarowująca pizza na cienkim cieście, ale serwowana w maleńkiej knajpce przy jednej z wąskich rzymskich uliczek z widokiem na Koloseum, podczas naszej pierwszej wspólnej podróży... najwspanialszy smak na świecie, niezapomniany:) pozdrawiam:)
dla mnie zaskoczeniem było jak smaczne okazały się ślimaki...ale fakt ,że atmosfera otoczenia podczas ich pałaszowania była nie do przecenienia, klimatyczna tawerna we francuskich Alpach...cudnie wspominam ten czas...i jedzenie wtedy serwowane, jak tylko uda mi się skorzystam z Twojego przepisu, dam Ci wtedy znac jak wyszło...
OdpowiedzUsuńUwielbiam ciasto drożdżowe pod każdą postacią :) Pozdrówka Madziu :)
OdpowiedzUsuń